Adrian Zandberg proponuje, by – ponieważ już za rok może być w Polsce nowy rząd – zacząć rozmawiać o tym, jak Polska ma wyglądać po tym, jak PiS odda władzę. To rozsądna propozycja: lepiej rozmawiać o Polsce niż o liczbie list opozycji w wyborach. Tyle że najpierw Razem musi rozwiązać dylemat: czy namawiać do swoich tez programowych resztę lewicy parlamentarnej, czy ponad głowami Włodzimierza Czarzastego i Roberta Biedronia przemawiać prosto do uszu polityków PO.
Dla lewicy socjalnej nie ma bowiem większego programowego despektu niż sojusz z liberałami, tymi samymi, którzy chcieli wydłużenia wieku emerytalnego i słuchają się Leszka Balcerowicza w duecie z red. Witoldem Gadomskim z „Gazety Wyborczej”. Ale nie ma wyjścia, jeśli się chce pokonać PiS, a potem zrobić rząd: z Tuskiem dogadać się trzeba. Nowa lewica Biedronia i Czarzastego takiego dylematu raczej nie ma. Byleby nie było jakichś skandalicznych pomysłów rodem z podkręczników pinochetowskich recept na dławienie inflacji, to jakoś się z Koalicją Obywatelską ułożyć będzie można. Albo przed wyborami – to jeśli wyniki całej lewicy konsekwentnie nie będą przekraczać 10 proc. – albo po wyborach – jeśli lewica pójdzie osobno i ugra przyzwoitą liczbę mandatów.
Część lewicy uważa, że sojusz z Tuskiem to pocałunek śmierci i nie zagłosuje za nim
Elektorat zarówno lewicy, jak i KO jest na taki sojusz gotowy. Ale nie cały. Część lewicy uważa, że sojusz z Tuskiem to pocałunek śmierci i prędzej nie zagłosuje wcale niż na układ socliberalny. Ich właśnie Razem musi przekonać, że po rządach PiS wszystko będzie lepsze, a podstawowe dla lewicy sprawy – poziom życia, sprawiedliwa redystrybucja, liberalizacja światopoglądowa, w tym prawa do aborcji i zmiany proklimatyczne – wspólny rząd z KO będzie mógł przeprowadzić. Czy nazwa konwencji „Razem – gotowi na przyszłość” oznacza, że partia Zandberga i Biejat naprawdę gotowa jest na wszystko, w tym na liberałów?
Razem to niewielka partia, raczej postrzegana jako grupa radykałów niż aspirantów do władzy. Gdyby poszła sama do wyborów, nie weszłaby do Sejmu. Ale wpływ tego zintegrowanego światopoglądowo, kulturowo i generacyjnie środowiska jest większy w całym klubie Lewicy i wśród aktywistów społecznych i lewicowych wszelkiej maści niż wśród szeroko rozumianego elektoratu. Razem daje impuls programowy innym liderom lewicy i narzuca ton debaty, puste miejsce wypełniając treścią. Choć ta nie każdemu musi się podobać.