Zobowiązania, jakie sojusz podjął przed 25 laty, miały być ceną za zaniechanie przez Moskwę sprzeciwu wobec przyjęcia do NATO Polski, Czech i Węgier, a później i innych krajów Europy Środkowo-Wschodniej. To była końcówka rządów Borysa Jelcyna i na Zachodzie jeszcze łudzono się, że możliwe jest wypracowanie z Rosją pokojowego modus vivendi, a nawet stworzenie warunków dla rozwoju rosyjskiej demokracji. Dlatego sojusz był nawet gotowy do utworzenia dwóch kategorii członkostwa i zapowiedział, że „w obecnych okolicznościach nie widzi potrzeby rozmieszczenia stałych, poważnych sił bojowych" na terenie państw mających dopiero przystąpić do paktu.
W minioną środę Biały Dom ogłosił co prawda wysłanie do Polski 1700 żołnierzy należących do 82. Dywizji Powietrzno-Desantowej, stacjonującej w Fort Bragg w Karolinie Północnej. Jednak, jak podkreślają wysokiej rangi zachodnie źródła dyplomatyczne, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita", ta odsiecz wciąż jest zgodna z zapisami aktu stanowiącego. Nie tylko dodatkowe siły miałyby się znaleźć nad Wisłą na zasadzie „rotacyjnej", ale ich przyjazd był ponoć przewidywany od dłuższego czasu i nie jest reakcją na agresywną postawę Moskwy.
Czytaj więcej
Po raz pierwszy od 11 lat mają się spotkać przywódcy Polski, Francji i Niemiec.
Tę logikę odnajdujemy zresztą w pismach, jakie z jednej strony NATO, a z drugiej Biały Dom przesłały do Moskwy w odpowiedzi na żądania postawione przez Władimira Putina i które zostały ujawnione przez hiszpański „El Pais". Czytamy w nich: „obecne siły NATO i USA są ograniczone, proporcjonalne i w pełni zgodne z zobowiązaniami podjętymi w akcie stanowiącym NATO-Rosja. Nadal powstrzymywaliśmy się od wprowadzenia »dodatkowych stałych, poważnych sił bojowych«, jak również umieszczenia pocisków jądrowych w krajach Europy Wschodniej. Amerykańskie siły w Europie stanowią zaś ledwie 1/4 ich stanu pod koniec zimnej wojny". Jednak Amerykanie ostrzegają: „dalsze wzmacniania rosyjskiej obecności wojskowej lub dalsze działania agresywne przeciwko Ukrainie zmuszą Stany Zjednoczone i ich sojuszników do wzmocnienia naszej obecności obronnej".
Nasze źródła dyplomatyczne tłumaczą: „jeśli okazałoby się, że siły zgromadzone przez Rosję u granic Ukrainy, w tym te na Białorusi przy granicy z Polską, pozostaną kolejne lata, NATO będzie musiało postawić pod znakiem zapytania swoją strategię". Zdaniem naszych rozmówców mogłoby to nawet prowadzić do uznania przez pakt, że podobnie jak Rosję, akt stanowiący i jego nie obowiązuje.