Memches: Dlaczego PiS nie wprowadzi w Polsce rządów silnej ręki

Jest jeden ponadczasowy powód, dla którego PiS nie wprowadzi rządów silnej ręki – polska kultura polityczna. U nas dyktatury narzucane były z zewnątrz – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".

Aktualizacja: 31.01.2017 14:27 Publikacja: 30.01.2017 19:01

Memches: Dlaczego PiS nie wprowadzi w Polsce rządów silnej ręki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

W dzisiejszych polskich sporach niebagatelną rolę w podgrzewaniu politycznych emocji odgrywa ikonografia w prasie i internecie. Przekonują o tym hejterskie okładki kolorowych czasopism. Można byłoby nad tym zjawiskiem przejść do porządku dziennego, gdyby nie to, że czasem trafia się obrazek, który dotyczy istotnej kwestii.

Tak jest w przypadku ubiegłotygodniowego „Newsweeka". Photoshop daje ogromne możliwości. Na okładce tygodnika możemy zobaczyć Mariusza Błaszczaka ubranego w mundur Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej – formacji, która była zbrojnym ramieniem reżimu PRL. Pod zdjęciem ministra spraw wewnętrznych jest zaś bijący po oczach tytuł: „Zomowiec Kaczyńskiego".

Sprowadzanie tego zabiegu wyłącznie do kolejnego wściekłego ataku opozycyjnego medium na znienawidzonego polityka PiS byłoby uproszczeniem. „Newsweek" porusza temat, który zawsze był przedmiotem debaty publicznej, gdy wpływ na polskie państwo zyskiwał Jarosław Kaczyński. Tym tematem są rządy silnej ręki, czyli – ujmując rzecz kolokwialnie – zamordyzm.

Brutalna diagnoza

Kaczyński już na początku lat 90. stawiał państwu polskiemu brutalną diagnozę. Wynikało z niej, że upadek komunizmu i koniec PRL przyniosły zarazem poważne osłabienie władzy politycznej. Padła ona łupem rozmaitych potężnych grup interesów, w rezultacie czego Polska stała się rajem dla rodzimej przestępczości zorganizowanej i obcej agentury. Sprzyjał temu moment przejścia z jednego systemu do kolejnego.

Obrońcy takiego scenariusza podkreślali, że konieczny jest demontaż struktur opresyjnych. Próbowali też przekonać swoich adwersarzy, że budowa demokracji i kapitalizmu ma swoją cenę, ale – argumentowali – warto ją ponieść, mając na uwadze świetlaną przyszłość. Kaczyński się z tym nie zgadzał. I przez cały okres III RP postulował wzmocnienie państwa – w tym także zaostrzenie kodeksu karnego – aby przejąć polityczną kontrolę nad transformacją ustrojową i rozprawić się z układami żerującymi na patologiach postkomunizmu.

Oliwy do ognia dolewały też skojarzenia historyczne. Kaczyński nigdy nie krył swojej fascynacji postacią Józefa Piłsudskiego, więc spotykał się z zarzutami, że wzorce czerpie z dyktatorskich zapędów sanacji. To jednak brzmiało jak komplement w porównaniu z innymi pojawiającymi się oskarżeniami – choćby o stosowanie metod bolszewickich polegających na traktowaniu swoich politycznych przeciwników niczym przestępców.

Sprawdzianem tego, czego chciał prezes PiS, były sytuacje, w których miał on szansę swój postulat dotyczący wzmocnienia państwa realizować. Tak było w latach 2005–2007, gdy partia Kaczyńskiego rządziła po raz pierwszy, tak jest też od roku 2015.

W połowie ubiegłej dekady PiS postraszył okrągłostołowe elity, biorąc się między innymi do walki z korupcją. Takie zresztą były oczekiwania społeczeństwa, które w wyborach parlamentarnych w 2005 r. najwięcej głosów oddało na ugrupowanie deklarujące przezwyciężenie zjawisk obnażonych choćby przez aferę Rywina. Twarzami polityki PiS byli wtedy Mariusz Kamiński jako szef CBA oraz Zbigniew Ziobro jako minister sprawiedliwości. To oni w oczach ówczesnych środowisk opozycyjnych uchodzili za główne szwarccharaktery.

Ale partia Kaczyńskiego, rzecz jasna, żadnej dyktatury nie wprowadziła. Gdy PiS stracił większość sejmową, zdecydował się na przedterminowe wybory parlamentarne i ryzyko utraty władzy.

Złowieszcza wizja „Newsweeka"

Cezary Michalski, autor okładkowego tekstu w ubiegłotygodniowym „Newsweeku", przyznaje, że zamordyzm Kaczyńskiego był zawsze groteskowy, ale zarazem twierdzi, że to może się zmienić. Zdaniem publicysty Błaszczak to posłuszny prezesowi PiS konformista, potrzebny mu do tego, żeby z groteską skończyć i naprawdę rozprawić się z opozycją. Według Michalskiego taki wariant zwiastować może między innymi poszukiwanie przez policję osób uczestniczących w antyrządowym proteście pod Sejmem w nocy z 16 na 17 grudnia zeszłego roku.

Z tekstu w „Newsweeku" wyłania się złowieszcza wizja, w której PiS, chcąc wprowadzić swoją dyktaturę, bierze sobie za sojuszników kiboli i młodych nacjonalistów – stosuje więc wobec ich wybryków taryfę ulgową – aby ostatecznie rozprawić się z lewicowo-liberalną opozycją.

Jeśli zamordyzm Kaczyńskiego był – jak uważa Michalski – dotychczas groteskowy, to nie ma podstaw do tego, by uważać, że taki stan rzeczy miałby się zmienić. Trzeba bowiem też dostrzec procesy, jakie zachodzą w świecie. Coraz trudniej sprawować nad czymkolwiek kontrolę polityczną, bowiem następuje rozproszenie wszelkiej władzy – struktury hierarchiczne są wypierane przez struktury sieciowe. Rozumieją to nawet Władimir Putin i chińscy komuniści.

Prezes PiS słusznie postuluje wzmocnienie władzy politycznej i stawienie czoła nieformalnym grupom interesów, tyle że powinien bardziej realistycznie oceniać możliwości państwa w warunkach globalizacji.

Ale jest jeszcze jeden ponadczasowy powód, dla którego partia Kaczyńskiego nie wprowadzi rządów silnej ręki. To polska kultura polityczna. W Polsce dyktatury były wprowadzane jako obce systemy. Rodzime zamordystyczne projekty spełzały na niczym. Można oczywiście wskazać sanację, ale ona w porównaniu z autorytarnymi reżimami w Europie okazała się właśnie groteską.

Groteskowa jest też jednak dzisiejsza lewicowo-liberalna opozycja. Trafnie jej aktywność podsumował więc w miniony weekend Kaczyński. Na spotkaniu z lokalnymi działaczami PiS w Rzeszowie powiedział: „Bawi mnie okrzyk: Precz z Kaczorem dyktatorem! Gdybym w minimalnej części nim był, nikomu by nie przyszło do głowy protestować".

W dzisiejszych polskich sporach niebagatelną rolę w podgrzewaniu politycznych emocji odgrywa ikonografia w prasie i internecie. Przekonują o tym hejterskie okładki kolorowych czasopism. Można byłoby nad tym zjawiskiem przejść do porządku dziennego, gdyby nie to, że czasem trafia się obrazek, który dotyczy istotnej kwestii.

Tak jest w przypadku ubiegłotygodniowego „Newsweeka". Photoshop daje ogromne możliwości. Na okładce tygodnika możemy zobaczyć Mariusza Błaszczaka ubranego w mundur Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej – formacji, która była zbrojnym ramieniem reżimu PRL. Pod zdjęciem ministra spraw wewnętrznych jest zaś bijący po oczach tytuł: „Zomowiec Kaczyńskiego".

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Kandydatem PiS w wyborach prezydenckich będzie Karol Nawrocki. Chyba, że jednak nie
Opinie polityczno - społeczne
Janusz Reiter: Putin zmienił sposób postępowania z Niemcami. Mają się bać Rosji
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Trzeba było uważać, czyli PKW odrzuca sprawozdanie PiS
Opinie polityczno - społeczne
Kozubal: 1000 dni wojny i nasza wola wsparcia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie polityczno - społeczne
Apel do Niemców: Musicie się pożegnać z życiem w kłamstwie