Mów mi: wuju!" – zakrzyknął jowialnie sprytny Onufry Zagłoba do Rocha Kowalskiego, oficera, który eskortował na zatracenie przebiegłego szlachcica i jego towarzyszy na polecenie księcia Janusza Radziwiłła w „Potopie". Zaś urabiając głupawego szlachcica, Zagłoba perorował dalej:
„– A czy ty wiesz, Rochu, co to jest wuj?
– Wuj – to wuj.
– Bardzoś to roztropnie wykalkulował, ale przecie, gdzie ojca nie ma, tam, Pismo mówi: wuja słuchał będziesz".
Relacje między wujem Daniela Obajtka a obecnym prezesem Orlenu nie były, najdelikatniej mówiąc, tak kordialne, jak szybko kordialne stały się relacje Zagłoby z Kowalskim, zwłaszcza gdy pomogła gorzałka. Litania wyzwisk, jakimi Obajtek obdarzył swego krewnego, jest nawet w pewnym sensie godna podziwu.
Słabe jest tutaj tłumaczenie się chorobą – w jednym z wywiadów sam Obajtek twierdził, że nie zdiagnozowano u niego akurat koprolalii. Zresztą w nagranej rozmowie przekleństwa składają się w logiczny ciąg i nie są rzucane przypadkowo.
Wielu komentatorów twierdzi, że niemal każdy przeklina. Cóż, ja znam całkiem sporo osób, które przeklinają w prywatnych rozmowach bardzo rzadko albo wcale i sam się chyba do takich zaliczam, więc może to ze mną jest coś nie tak. Mówią też, że prywatna rozmowa to właśnie sprawa prywatna i nikogo za nią rozliczać się nie powinno.