Donald Tusk nie wymienił Lewicy podczas sobotniego posiedzenia Rady Krajowej jako ewentualnego partnera Platformy Obywatelskiej w przyszłych wyborczych koalicjach. Co prawda nie spowodowało to wybuchu rozpaczy po lewej stronie, ale komunikat był jasny: dotychczasowa współpraca w parlamencie i historia relacji obu ugrupowań nie rokuje zdaniem lidera PO powstania jednego bloku wyborczego. Tusk stoi na prawicowo-centrowej, a zarazem liberalnej nodze i jest mu tak wygodnie.
To jednak nie znaczy, że największej partii opozycyjnej nie jest potrzebne poszerzanie wpływów po lewej stronie. A jest co pozyskiwać, bo w klubie Lewicy jedności nie było, a po wtorkowej decyzji trójki posłów i dwójki senatorów o powołaniu koła parlamentarnego – nie ma jej tym bardziej.
Czytaj więcej
Wicemarszałek Senatu Gabriela Morawska-Stanecka, senator Wojciech Konieczny, a także posłowie Joanna Senyszyn, Robert Kwiatkowski i Andrzej Rozenek, odeszli z klubu Nowej Lewicy i założyli w parlamencie koło Polskiej Partii Socjalistycznej.
Do powołania nowego koła przydał się stary szyld Polskiej Partii Socjalistycznej, który ma zostać poddany szybkiej renowacji. Procesem tym kierować będzie jedyny do tej pory prawdziwy PPS-owiec w parlamencie – senator Wojciech Konieczny. Czy wychowa politycznie nowych towarzyszy?
Motywacje świeżo upieczonych socjalistów co do opuszczenia Włodzimierza Czarzastego są zróżnicowane. Partyjny liberał Andrzej Rozenek jest skonfliktowany z władzami starego SLD od dawna. Stanął okoniem jeszcze podczas słynnego głosowania Lewicy wspólnie z PiS-em w sprawie funduszy mających odbudować Unię po covidzie. Podobnie Joanna Senyszyn i Robert Kwiatkowski. Tęskniący za rozwiązanym przez Czarzastego SLD, zaprzyjaźnieni z zawzięcie krytykującym Nową Lewicę Leszkiem Millerem, już od dawna nie mieścili się w nowej partyjnej formule. Nie byli wtedy jedyni.