– Proszczaj, rodina („Żegnaj ojczyzno”)! – Przez otwarte okno sąsiedniego przedziału wyleciała pusta półlitrówka i rozbiła się o ogromne, białe litery CCCP (ZSRR). Było chłodne lato 1991 roku, jadący pociągiem z radzieckiego jeszcze Brześcia do Terespola młodzi, roześmiani i niezbyt trzeźwi obywatele imperium świętowali opuszczenie swego kraju. Byli tacy sami jak dziesiątki milionów innych „ludzi radzieckich”, którzy marzyli, by wyjechać z ZSRR w poszukiwaniu lepszego albo po prostu normalnego życia.
Pech: za stojącymi prawie na samej granicy literami – czego nikt nie zauważył – była jeszcze budka straży granicznej. Przez łoskot kół wagonu usłyszeliśmy krzyk żołnierza, a potem szczęk załadowywanego kałasznikowa. Budka stała tuż przy torach, mignęła nam twarz rozzłoszczonego strażnika spokoju imperium. W przedziałach wszyscy przykucnęli na podłodze: będzie strzelał czy nie będzie?
Na uczuciach nostalgii, jak na wezbranej fali, płyną dzisiejsi przywódcy Rosji
Nie wystrzelił, po chwili w wagonach pojawili się nasi strażnicy, pytając z niepokojem, co się stało. W sumie nic, widoczny dla każdego rozpad imperium odbierał bowiem wolę działania jego obrońcom.
Kładące kres istnieniu ZSRR porozumienie prezydentów Rosji, Białorusi i Ukrainy w białowieskich Wiskulach – tuż przy naszej granicy – było tylko formalnym potwierdzeniem tego, co już się stało.