Krzysztof Adam Kowalczyk: Trzy zmory polskiego przemysłu motoryzacyjnego

Stagnacja w Europie, koniec epoki silnika spalinowego na świecie oraz utrata konkurencyjności przemysłu w Polsce – to wszystko dewastuje fabryki motoryzacyjne w naszym kraju.

Publikacja: 18.11.2024 05:18

Krzysztof Adam Kowalczyk: Trzy zmory polskiego przemysłu motoryzacyjnego

Foto: Adobe Stock

Fabryki przemysłu motoryzacyjnego w Polsce biorą się za zwolnienia pracowników. Są trzy tego przyczyny.

Gospodarcza stagnacja to hamulec dla zakupów aut

Po pierwsze, Europa Zachodnia trwa w stagnacji – PKB strefy euro rośnie w rocznym tempie 0,6–0,9 proc., a Niemcy, nastawiony proeksportowo silnik napędowy gospodarki europejskiej, balansują wręcz na granicy recesji. W takich okolicznościach konsumenci raczej oszczędzają, niż wydają. I samochodów nie kupują, a to odbija się na ich dostawcach, także z Polski.

Spowolnienie w Chinach i ich polityka przemysłowa sprowadzająca się do hasła „Niemiec zrobił swoje, Niemiec może odejść” podcięły skrzydła eksportowi z Bundesrepubliki

Klęska niemieckiej gospodarki

Powody zapaści Niemiec, naszego głównego partnera eksportowego, są poważne. Sprowadzają się do trzech słów: utrata modelu biznesowego. Do chwili napaści Rosji na Ukrainę sprawdzał się on doskonale: tani rosyjski gaz zapewniał niskie koszty energii dla niemieckiego przemysłu, którego eksport, m.in. do szybko rozwijających się Chin, rósł jak na drożdżach. Wojna odcięła Niemców od taniej energii, a stagnacja w Chinach i ich polityka sprowadzająca się do powiedzenia „Niemiec zrobił swoje, Niemiec może odejść” podcięły skrzydła eksportowi z Bundesrepubliki.

Chińczycy skopiowali zeń samochodowe technologie. I unowocześnili, wyprzedzając w technologii samochodów bateryjnych niemiecko-francusko-włoski motooligopol. I właśnie wtargnęli ze swoimi e-autami do jego europejskiego matecznika, wywołując panikę.

Technologia silnika spalinowego, jak każdy produkt, który ma czas ekspansji, stabilizacji i schyłku, definitywnie wjechała na ostatnią prostą i szybko zbliża się do mety

Definitywny koniec spalinowej cywilizacji

I tu dochodzimy do drugiego powodu kryzysu, w jakim wraz z europejskimi koncernami samochodowymi znaleźli się ich polscy dostawcy. Technologia silnika spalinowego, jak każdy produkt, który ma czas ekspansji, stabilizacji i schyłku, definitywnie wjechała na ostatnią prostą i szybko zbliża się do mety. I tak długo się trzymała na fali: sięga korzeniami roku 1860, a rozkwitła dzięki skonstruowaniu w latach 1875–1885 pierwszych automobili z silnikiem o zapłonie iskrowym.

Na naszych oczach następuje definitywny koniec spalinowej cywilizacji. Działacze PiS i Konfederacji mogą sobie grzmieć w obronie spaliniaków, mydląc oczy zdezorientowanym wyborcom, ale w motoryzacji nieuchronnie zaczyna się epoka napędu elektrycznego.

Czytaj więcej

Fala zwolnień topi polską motoryzację

Czy cła na chińskie e-auta pomogą?

Europejska branża motoryzacyjna ewidentnie zaspała, a teraz usiłuje odwlec wyznaczony przez UE na 2035 r. kres rejestracji aut z silnikiem spalinowym. I tylko pogłębia w ten sposób swoje zapóźnienie wobec koncernów chińskich, które zrozumiały, że technologiczna rewolucja to okazja na przejęcie pozycji lidera rynków samochodowych.

Im dłużej europejski przemysł będzie odwlekał przezbrojenie, tym większą klęskę poniesie, a wraz z nim polscy dostawcy. Bez zmiany nastawienia wprowadzane właśnie cła ochronne na konkurencyjne cenowo e-auta z Chin co najwyżej odwleką wyrok w czasie.

Polska traci konkurencyjność kosztową

Trzeci powód zwolnień to utrata konkurencyjności kosztowej przez polski przemysł. Z jednej strony podminował ją szybki wzrost płac, wymuszany przez wieloletnie windowanie przez polityków minimalnego wynagrodzenia, które pcha całą siatkę płac w górę. A z drugiej strony kamieniem u szyi przemysłu stały się wysokie ceny energii wynikające z politycznej ochrony lobby węglowego i podstawiania nogi rozwojowi zielonych źródeł tańszej energii.

Jedyne pocieszenie dla zwalnianych pracowników polskich zakładów motoryzacyjnych to niskie bezrobocie. Z powodu starzenia się społeczeństwa polska gospodarka traci co roku ok. 150 tys. rąk do pracy. Hasło „zwolnienia grupowe” nadal brzmi groźnie, ale nie tak jak 20 lat temu, gdy w przededniu wejścia Polski do Unii bezrobocie rejestrowane przekraczało 20 proc.

Praca dzisiaj częściej szuka człowieka niż człowiek pracy, choć niekoniecznie wszystkim uda się ochronić wysokość dochodów. Tu pomogłaby zmiana kwalifikacji, ale akurat w tym aparat państwa po 35 latach od początku transformacji nadal nie umie pomagać. Może zmieni to planowana zmiana ustawy o rynku pracy? Ale to temat na zupełnie inny komentarz.

Fabryki przemysłu motoryzacyjnego w Polsce biorą się za zwolnienia pracowników. Są trzy tego przyczyny.

Gospodarcza stagnacja to hamulec dla zakupów aut

Pozostało 97% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację