Krzysztof Adam Kowalczyk: Tak, program 800+ musi zostać. I musi zostać zmieniony

Młodzi publicyści z sercem daleko po lewej stronie nie zdają sobie sprawy, że to ich pokolenie będzie przez dekady płacić grube odsetki od długu zaciąganego przez polityków na kiełbasę wyborczą.

Publikacja: 25.10.2024 17:42

Krzysztof Adam Kowalczyk: Tak, program 800+ musi zostać. I musi zostać zmieniony

Foto: Adobe stock

Moja redakcyjna koleżanka Estera Flieger z młodzieńczym entuzjazmem ruszyła do obrony programu 800+, pytając jego przeciwników, dlaczego nie nazwą wyborczą korupcją także bezpiecznego kredytu 2 procent i zero procent? Obrona programu 800+ jest – moim zdaniem – chybiona, ale pytanie słuszne. Bo od 800+ po kredyt 2 procent czy 13. i 14. emeryturę – to rzeczywiście wszystko czysta korupcja polityczna.

Dlatego 800+ to program chybiony?

Jego poprzednia, PiS-owska wersja, czyli 500+, miała wedle zapewnień pomysłodawców uratować polską demografię. Nie uratowała, przyspieszyła tylko na początku decyzje prokreacyjne par, które i tak planowały potomstwo (wypłata początkowo przysługiwała na drugie i kolejne dziecko). I o ile w 2016 r., kiedy program wchodził w życie, urodziło się 382 tys. dzieci, to w następnym roku 402 tys. Ale w kolejnych latach była już tylko jazda w dół: 389 tys. w 2018, 376 tys. w 2019, 356 tys. w 2020 r., aż do najniższego poziomu od II wojny światowej 273 tys. w ub.r. Trudno o bardziej spektakularną porażkę.

Logika kampanii wyborczych: „Nie działa? Więcej tego samego!”

Każdy logicznie myślący człowiek, gdy coś nie działa, próbuje to naprawić, a jeśli rzecz okazuje się nienaprawialna, oddaje ją do recyklingu i szuka zamiennika. Niestety, politycy – od prawa do lewa - nie kierują się tą logiką. Ich celem jest wygranie najbliższych wyborów: parlamentarnych, europejskich, samorządowych, prezydenckich. Kampania wyborcza trwa bez końca, dlatego w wydatkach państwa hołdują hasłu: „Nie działa? Więcej tego samego!”. Dokładanie tak jest z 500+.

Gdy dane GUS ujawniły klęskę tego „programu prodemograficznego”, PiS opakował owo narzędzie służące do kupowania milionów głosów w hasło „zwalczyliśmy skrajne ubóstwo”. Faktycznie, udało się poprawić los tysięcy Polaków, którym nie starcza do pierwszego. Ale tylko chwilowo. Bo już w 2023 r. aż 7,6 proc. dzieci (czyli 522 tys.) żyło w skrajnym ubóstwie, wobec 5,7 proc. rok wcześniej (dane Polskiego Komitetu EAPN).

To efekt inflacji, która zmniejszyła realną wartość 500+, gdy skoczyła z niemal zerowego poziomu w 2016 r. do 18,4 proc. w lutym 2023 r. Wyższą inflację utrwaliła w Polsce m.in. luźna polityka fiskalna, polegająca właśnie na zrzucaniu źle adresowanych helicopter money, które windują w górę deficyt finansów publicznych zwiększając w ostatecznym rozrachunku nierównowagę w gospodarce.

W świecie racjonalnym decydenci wycofaliby się z kosztowego błędu i zracjonalizowali program, wprowadzając choćby próg dochodowy. To pozwalałoby niższym kosztem ogólnym wesprzeć tych naprawdę potrzebujących wyższymi przelewami. Niestety, w wyborczym amoku politycy PiS i PO urealnili ten zasiłek podnosząc je z 500 do 800 zł miesięcznie (dla wszystkich rodziców!), co kosztowało kolejne dziesiątki miliardów wydatków rocznie. PiS-u to nie uratowało przed klęską. Udział w tej populistycznej licytacji obciąża konto PO. Jej prorynkowi wyborcy pewnie pogodziliby się z konieczną zmianą 800+ i np. ograniczeniem go do rodzin będących naprawdę w potrzebie.

Spór o dług publiczny

Tymczasem jednak pęka w szwach budżet napompowany wydatkami, z których bez politycznej odwagi trudno się wycofać. Rosnący z roku na rok deficyt sektora finansów publicznych przekracza już 5 proc. PKB. Kolejne deficyty roczne odkładają się w postaci długu publicznego, który wkrótce przebije konstytucyjny limit 60 proc. PKB.

Młodzi publicyści i ekonomiści z sercem daleko po lewej stronie są zdania, że nie ma co oszczędzać, skoro w innych krajach dług przekracza 100 proc. PKB, np. we Włoszech sięga 140 proc., a w Japonii 260 proc. Tyle, że smoleńskie hasło „śmiało, zmieścisz się” nie działa w finansach publicznych.

Dług kosztuje coraz więcej. Kończą się emisje obligacji z okresu niemal zerowych stóp procentowych i trzeba pożyczać coraz drożej (obecna rentowność polskich papierów 10-letnich to sporo ponad 5 proc.). Stare emisje spłacamy nowymi, na coraz wyższy procent, nabijając portfele instytucjom finansowym.

Kłopot dla przyszłych pokoleń

Niedoceniany przez Polaków procent składany sprawia, że dług jak kula śniegowa będzie rósł coraz szybciej. Kulejąca demografia będzie ograniczała tempo wzrostu gospodarczego, a przez to dochodów podatkowych państwa. Dlatego coraz więcej trzeba będzie wydawać na obsługę długu zamiast na szkoły, innowacje czy opiekę nad seniorami.

W którymś momencie – nie jutro czy za rok-dwa - trzeba będzie podjąć trudną decyzję: albo drastyczne cięcia wydatków albo dramatyczna podwyżka podatków. Za niefrasobliwość finansową dzisiaj trzeba będzie słono płacić za dekadę, dwie i trzy. Spadnie to nie na moją i moich rówieśników głowę, bo już wtedy pewnie nie będziemy żyli, tylko na młode pokolenie. To samo, które tak ostro smaga biczem krytyki wszystkich nawołujących do umiarkowania w wydawaniu publicznej kasy. Jeśli chcemy tego uniknąć, program 800+ musi zostać. Musi zostać zmieniony. I nie tylko on.

Moja redakcyjna koleżanka Estera Flieger z młodzieńczym entuzjazmem ruszyła do obrony programu 800+, pytając jego przeciwników, dlaczego nie nazwą wyborczą korupcją także bezpiecznego kredytu 2 procent i zero procent? Obrona programu 800+ jest – moim zdaniem – chybiona, ale pytanie słuszne. Bo od 800+ po kredyt 2 procent czy 13. i 14. emeryturę – to rzeczywiście wszystko czysta korupcja polityczna.

Dlatego 800+ to program chybiony?

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację