Krzysztof Adam Kowalczyk: Pora skończyć z czarną legendą prywatyzacji

Wstrzymywanie prywatyzacji jest kosztowne. Zarówno dla całej gospodarki, jak i państwowych firm „uratowanych przed wyprzedażą”. Może więc rząd coś z tym zrobi, skoro dochody ze sprzedaży akcji poratowałyby bardzo napięty budżet?

Publikacja: 18.10.2024 05:06

Tabliczka Ministerstwa Aktywów Państwowych w Warszawie

Tabliczka Ministerstwa Aktywów Państwowych w Warszawie

Foto: PAP/Leszek Szymański

Jeśli zajrzeć na listę podmiotów nadzorowanych przez Ministerstwo Aktywów Państwowych, można znaleźć tam, obok takich potentatów, jak Orlen czy PGE, również pomniejsze firmy, takie jak Sklejka Orzechowo, Przedsiębiorstwo Usług Hotelarskich w Łodzi czy Zakłady Ceramiczne Bolesławiec. Jakie znaczenie strategiczne dla kraju ma dom wycieczkowy w Łodzi, chwalący się na stronie www lodówką w każdym pokoju? Jak pozycję geopolityczną Rzeczypospolitej Polskiej umacnia fabryka sklejki? I czy obronność RP mocno by ucierpiała, gdyby wytwórnia kultowej zastawy stołowej o ciekawym designie stała się prywatna? Bo samej firmie to by nie zaszkodziło.

Szef MSZ Radosław Sikorski do szefa MAP: „Przyzna pan ministrze aktywów, że rozmawiamy na Radzie Ministrów o tym, czy są nam – państwu – potrzebne hotele”

Na liście MAP jest 128 spółek, choć tych, którymi „opiekują się” inni ministrowie, jest jeszcze od licha i trochę. I mniej niż co szósta z nich uznana jest formalnie za firmę „o szczególnym znaczeniu dla gospodarki”. To może się zmienić.

Szef MSZ Radosław Sikorski powiedział na sopockim EFNI, zwracając się do szefa MAP: „Przyzna pan ministrze aktywów, że rozmawiamy na Radzie Ministrów o tym, czy są nam – państwu – potrzebne hotele”. A państwowe hotele to nie tylko dom wycieczkowy w Łodzi, ale przede wszystkim grupa Polski Holding Hotelowy, obejmująca 50 hoteli z 6 tys. miejsc noclegowych od Zakopanego, Szczyrku i Wisły poprzez trzy obiekty na warszawskim lotnisku, w Międzyzdrojach i na Helu. Nie mają one strategicznego znaczenia, nie ma więc żadnego powodu, by państwo nie mogło sprzedać ich akcji np. na giełdzie.

Przyniosłoby to potrójną korzyść, zwłaszcza gdyby byłby to tylko wstęp do szerszej prywatyzacji. Po pierwsze dochody ze sprzedaży akcji ratowałyby bardzo napięty budżet i pomogły zmniejszyć deficyt. Po drugie napływ prywatyzowanych spółek ożywiłby warszawska giełdę tkwiącą w marazmie z powodu dominacji kontrolowanych przez państwo firm. A po trzecie uwolnienie firm spod kurateli polityków, mogłoby je usprawnić, z korzyścią dla efektywności całej gospodarki. Zwłaszcza gdy potencjalna prywatyzacja zawitała do sektora energetycznego i finansowego.  

Co więc jak dotąd powstrzymuje polityków i urzędników przed zbyciem tego bagażu sięgającego metryką jeszcze PRL-u? Odpowiedź jest prosta: mieszanka strachu i wygody. 

Najskuteczniejszym lekarstwem na partyjniactwo i nepotyzm w spółkach Skarbu Państwa byłaby ich prywatyzacja

Posady dla swoich w państwowych firmach – dobrze płatna smycz dla towarzyszy

Utrzymywanie firm w zasobach państwa było dotychczas dla rządzących polityków wygodne, bo każde takie przedsiębiorstwo to dobrze płatne miejsca pracy w zarządach i radach nadzorczych. Można je obsadzić wiernymi druhami partyjnymi, a oni – jak pokazał PiS w ostatnich ośmiu latach – będą mogli zadbać o bliższą i dalszą rodzinę, plasując pociotków na kolejnych stanowiskach. Tak powstaje krótka smycz, która partii przewodniczce pozwalała trzymać w ryzach posłów i senatorów, zapewniając ich 100-proc. lojalność.

Wielka wymiana kadr w państwowych firmach – co z tego wyniknie?

Zmiana władzy w końcówce 2023 r. rozbudziła nadzieje, że obsadzanie partyjną nomenklaturą państwowych firm się skończy. Nowa koalicja 15 października raźno ruszyła do wymiany PiS-owskich kadr, deklarując przy ogłaszaniu konkursów kierowanie się wyłącznie względami merytorycznymi.

Rady nadzorcze wydają się obsadzane osobami zaufanymi obecnie rządzących. Wybrani przezeń menedżerowie ochoczo czyszczą stajnię Augiasza, jaką zostawili im poprzednicy ze Zjednoczonej Prawicy. Ale czy przy doborze współpracowników będą rzeczywiście kierowali się wyłącznie umiejętnościami i osiągnięciami kandydatów? To się jeszcze zobaczy.

Wstrzymanie się z prywatyzacją nie wyszło na zdrowie PKP Cargo i Poczcie Polskiej. Dzisiaj obie spółki są w głębokim dołku po tym, gdy w minionych latach padły ofiarą niekompetencji polityków z PiS. A ich pracownicy za owo nicnierobienie decydentów płacą dzisiaj zwolnieniami grupowymi

Czarna legenda prywatyzacji

Najskuteczniejszym lekarstwem na partyjniactwo i nepotyzm w spółkach Skarbu Państwa jest ich prywatyzacja. Do tej pory panowała wokół niej cisza. Słowa Radosława Sikorskiego ją przełamują. Oby tylko na nich się nie skończyło, bo prywatyzacja jest politycznie ryzykowna. Sprawujących władzę może przed nią wstrzymywać zwyczajny strach. Strach przed gębą dorobioną jej w latach 90.

Populistom łatwo było stworzyć jej czarną legendę, skoro odziedziczone przez PRL państwowe firmy cierpiały z reguły na „przerost tłuszczu”, więc ich przejęcie często wiązało się ze zmianami, niekoniecznie bezbolesnymi. Nowy prywatny właściciel zwykle zawieszał poprzeczkę wyżej, chcąc zwiększyć efektywność przejmowanego majątku.

Czytaj więcej

Polskie firmy padają przez konkurencję z Chin. Nowe przepisy UE mogą je dobić

Najczęściej nie pamięta się przy tym, że np. wraz z zagranicznymi inwestorami docierały do Polski nowe produkty, nowoczesne technologie i techniki zarządzania promieniujące na lokalnych polskich poddostawców. Choć stało się to jednym z przyspieszaczy rozwoju kraju, słabo sprzedaje się to w social mediach. Czarna legenda wyprzedaży państwowego majątku za bezcen wchodzi natomiast w mózgi jak w masło.

Strach przed owym przeklętym słowem na literę P stał się potężną wymówka, by ponad dekadę temu zrezygnować z przemian własnościowych, które zwiększyłyby efektywność całej gospodarki. W energetyce, gazownictwie i paliwach już za poprzednich rządów PO budowano narodowe czempiony, co de facto przekuł w monopol państwa. W bankowości udział państwowych banków przekracza 50 proc. aktywów.

A to wszystko przecież sektory infrastrukturalne. Ich nieefektywność, wynikająca z asekuranckiego, motywowanego politycznie zarządzania, przekłada się na niewydajność całej gospodarki. Już dziś droga i „brudna”, bo pochodząca z węgla, energia topi konkurencyjność produktów polskiego przemysłu.

Ale tu jedno ważne zastrzeżenie: prywatyzację powinna poprzedzić demonopolizacja w tychże branżach. Bo monopol prywatny byłby jeszcze gorszy od państwowego.

 Zaciągnięty hamulec prywatyzacji się nie opłaca

Pamiętam, jak na początku lat 90. na giełdę miały trafić zakłady mięsne Ostrołęka. Dzielni związkowcy z Solidarności uratowali wtedy przed owym nieszczęściem swoją firmę. A ta parę lat potem upadła. Zamiast niej na parkiet wskoczył wcześniej Sokołów, a Ostrołęka i tak nie uniknęła prywatyzacji, bo majątek po niej nabył prywatny Pekpol.

Wstrzymanie się z prywatyzacją nie wyszło na zdrowie także PKP Cargo i Poczcie Polskiej. Akcje pierwszej z tych firm trafiły co prawda w 2013 r. na giełdę, ale państwo zachowało kontrolę nad firmą. Przygotowywana do debiutu giełdowego Poczta nigdy zaś na parkiet nie trafiła. Dzisiaj obie spółki są w głębokim dołku po tym, gdy w minionych latach padły ofiarą niekompetencji polityków z PiS. A ich pracownicy za owo nicnierobienie decydentów płacą obecnie  grupowymi zwolnieniami.

Czytaj więcej

Mniej związkowców w organach PKP Cargo

Gołym okiem widać, że wstrzymywanie prywatyzacji jest kosztowne. Zarówno dla całej gospodarki, jak i państwowych firm „uratowanych przed wyprzedażą”. Czy jednak rządowi Tuska wystarczy śmiałości? Bo przecież państwo nie musi być właścicielem hoteli i tych innych z mało strategicznych branż. 

Jeśli zajrzeć na listę podmiotów nadzorowanych przez Ministerstwo Aktywów Państwowych, można znaleźć tam, obok takich potentatów, jak Orlen czy PGE, również pomniejsze firmy, takie jak Sklejka Orzechowo, Przedsiębiorstwo Usług Hotelarskich w Łodzi czy Zakłady Ceramiczne Bolesławiec. Jakie znaczenie strategiczne dla kraju ma dom wycieczkowy w Łodzi, chwalący się na stronie www lodówką w każdym pokoju? Jak pozycję geopolityczną Rzeczypospolitej Polskiej umacnia fabryka sklejki? I czy obronność RP mocno by ucierpiała, gdyby wytwórnia kultowej zastawy stołowej o ciekawym designie stała się prywatna? Bo samej firmie to by nie zaszkodziło.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację