Bohdan Wyżnikiewicz: Droga lokalna półka

Trzeci przedwyborczy konkret wbrew zapewnieniom PiS może być wielce niekorzystny dla lokalnych konsumentów.

Publikacja: 11.09.2023 03:00

Bohdan Wyżnikiewicz: Droga lokalna półka

Foto: PAP/Marcin Obara

Żeby było jasne, jestem i zawsze byłem entuzjastą polskich truskawek, jabłek, gruszek, malin, cykorii, cukinii, grzybów, węgorzy i wielu innych produktów rolnych i uważam je za najlepsze na świecie. Jestem pewien, że wielu rodaków uważa tak samo. Wysoka jakość tych produktów, wyższa niż w PRL-u, jest efektem konkurencji między producentami.

Pomysłodawcy „Lokalnej półki” prawdopodobnie nie znają stosowanego w ekonomii pojęcia „importu niekonkurencyjnego”, czyli artykułów, które, choćby z powodów klimatycznych, nie są produkowane w kraju. Chodzi tu o owoce egzotyczne, takie jak cytrusy, ananasy, banany, granaty, figi, czy warzywa, jak oliwki, awokado, oraz wina i inne napoje alkoholowe. Ponadto, w okresie zimowym i wiosennym, importowane są z innych stref klimatycznych liczne owoce i warzywa, które o tych porach roku nie są produkowane w Polsce. Dzięki temu ich ceny wykazują względnie równy poziom w ciągu całego roku.

Doskonale pamiętam, że w PRL-u, w którym gospodarka była w dużym stopniu autarkiczna, a wiosną ceny pomidorów, ogórków czy rzodkiewek od lokalnych szklarniowych producentów były kilkakrotnie wyższe niż w miesiącach letnich i jesiennych.

Czytaj więcej

Piotr Mazurkiewicz: Zawracanie Wisły kijem czyli skąd polskie truskawki w zimie

Pomysł wprowadzenia „Lokalnej półki” napotka wiele pułapek, trudnych obecnie do przewidzenia. Nie wiadomo, czy obowiązkowe 2/3 lokalnych produktów będzie liczone ilościowo, czy wartościowo, w skali roku, miesiąca czy tygodnia. Nieznane są definicje lokalnego dostawcy (dlaczego nie producenta?) i marketu. Wprowadzanie tego typu rozwiązań zwykle kończy się skutecznym ich obchodzeniem.

Im dalej w czasie oddalamy się od gospodarki centralnie planowanej, tym w naszej gospodarce rynkowej pojawia się coraz więcej administracyjnych regulacji rodem z tej minionej epoki. Będą musiały powstać ekipy kontrolerów, a właściciele marketów będą musieli zatrudniać planistów i zmieniać systemy rozliczeń. Nie wiadomo, jakie perturbacje wywoła pomysł i czy nie będzie reakcji ze strony KE.

Przewiduję kilka negatywnych konsekwencji administracyjnej ingerencji w dobrze funkcjonujący rynek artykułów spożywczych. Po pierwsze, zubożeje asortyment dostępny dla klientów marketów. Po drugie, obniży się jakość żywności w efekcie zaburzenia konkurencji jakością. Po trzecie, wzrosną ceny żywności, co zmniejszy popyt i zyski u lokalnych dostawców, a w konsekwencji u lokalnych producentów.

Autor jest prezesem Instytutu Prognoz i Analiz Gospodarczych. Był prezesem GUS i wiceprezesem Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową

Żeby było jasne, jestem i zawsze byłem entuzjastą polskich truskawek, jabłek, gruszek, malin, cykorii, cukinii, grzybów, węgorzy i wielu innych produktów rolnych i uważam je za najlepsze na świecie. Jestem pewien, że wielu rodaków uważa tak samo. Wysoka jakość tych produktów, wyższa niż w PRL-u, jest efektem konkurencji między producentami.

Pomysłodawcy „Lokalnej półki” prawdopodobnie nie znają stosowanego w ekonomii pojęcia „importu niekonkurencyjnego”, czyli artykułów, które, choćby z powodów klimatycznych, nie są produkowane w kraju. Chodzi tu o owoce egzotyczne, takie jak cytrusy, ananasy, banany, granaty, figi, czy warzywa, jak oliwki, awokado, oraz wina i inne napoje alkoholowe. Ponadto, w okresie zimowym i wiosennym, importowane są z innych stref klimatycznych liczne owoce i warzywa, które o tych porach roku nie są produkowane w Polsce. Dzięki temu ich ceny wykazują względnie równy poziom w ciągu całego roku.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację