Witold M. Orłowski: Niestandardowe narzędzie polityki pieniężnej

W czasach wyzwań ekonomicznych trzeba sięgać po nadzwyczajne metody walki z problemami. Zrobił to właśnie NBP, wywołując falę szyderstw. Niesłusznie.

Publikacja: 18.05.2023 03:00

Prezes NBP Adam Glapiński

Prezes NBP Adam Glapiński

Foto: Fotorzepa, Jakub Czermiński

Od kilkunastu lat banki centralne całego świata posługują się niekonwencjonalnymi narzędziami polityki pieniężnej. Skupują bezwartościowe obligacje, zasilają gigantycznymi kredytami zagrożone upadkiem instytucje finansowe, udzielają nieograniczonego kredytu rządom, deklarują politykę „zrzucania pieniędzy z helikoptera”.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że banki centralne bronią swojej polityki za pomocą publicznych wystąpień, artykułów i referatów na konferencjach naukowych. NBP sięgnął jednak ostatnio po narzędzie stosunkowo rzadko stosowane w polityce gospodarczej. Ozdobił swoją siedzibę wielkim banerem, wyjaśniającym zarówno to, skąd się wzięła w Polsce inflacja (przyczyny: 1. agresja rosyjska na Ukrainę; 2. pandemia i jej skutki), jak i to, że każdy, kto czyni w tej sprawie jakiekolwiek zarzuty wobec NBP i rządu, używa „narracji Kremla”.

Pomysł z banerem nie jest nowy. Jako pierwszy sięgnął po niego pewien urodzony w Gorlicach amerykański inwestor, instalując w lutym 1989 roku na 42. ulicy na Manhattanie wielki „zegar długu publicznego”, odliczający wartość zadłużenia rządu amerykańskiego. Zegar, pokazujący w chwili uruchomienia kwotę 2,7 biliona dolarów i wielokrotnie kopiowany na świecie (również w Polsce), miał wstrząsnąć opinią publiczną i powstrzymać dalszy wzrost długu. Narzędzie okazało się jednak niespecjalnie skuteczne, skoro dziś zegar długu publicznego USA nadal działa i pokazuje już kwotę 31 bilionów dolarów.

Amerykanom się nie udało, ale szyderstwa z baneru NBP są jednak nie na miejscu. I to z wielu powodów. Po pierwsze, NBP realizuje w ten sposób swoją misję edukacyjną. Nie pozwalając na to, by normalny, uczciwy Polak karmiony był finansowym żargonem i by mącono mu w głowie jakimś długiem publicznym, monetyzacją deficytów i efektami drugiej rundy, w prostych słowach podaje mu pełne wytłumaczenie przyczyn inflacji. Więcej Polak nie potrzebuje.

Po drugie, NBP buduje w ten sposób swoją wiarygodność. Wiadomo, że nic nie buduje lepiej wiarygodności marki niż porządna kampania reklamowa (banery, reklamy w telewizji). A właśnie o rzekomy spadek wiarygodności prowadzonej polityki czepiają się go przemądrzali ekonomiści.

Po trzecie, NBP zwraca uwagę na możliwe prawdziwe motywacje tych ponurych postaci. Do tej pory sądzono, że głównym obiektem ataków Kremla jest krytyczna infrastruktura Ukrainy, teraz okazuje się jednak, że jest nim NBP, mężnie stojący na straży wolności Zachodu. Należałoby więc pewnie zastanowić się nad odpowiedzialnością karną za krytykę polityki pieniężnej (prezes NBP już sugerował zabranie pensji tym członkom RPP, którzy nie wypowiadają się tak, jak on chce).

No i po czwarte, zwróćmy uwagę na umiarkowany charakter umieszczonych na banerze wyjaśnień przyczyn inflacji. W odróżnieniu od polityków obozu rządzącego NBP nie wskazuje wśród winnych ani Unii Europejskiej, ani Donalda Tuska. Boję się, czy w swojej pobłażliwości nie idzie zbyt daleko. Ale tak już jest, kiedy bank centralny jest apolityczny.

Od kilkunastu lat banki centralne całego świata posługują się niekonwencjonalnymi narzędziami polityki pieniężnej. Skupują bezwartościowe obligacje, zasilają gigantycznymi kredytami zagrożone upadkiem instytucje finansowe, udzielają nieograniczonego kredytu rządom, deklarują politykę „zrzucania pieniędzy z helikoptera”.

Przyzwyczailiśmy się do tego, że banki centralne bronią swojej polityki za pomocą publicznych wystąpień, artykułów i referatów na konferencjach naukowych. NBP sięgnął jednak ostatnio po narzędzie stosunkowo rzadko stosowane w polityce gospodarczej. Ozdobił swoją siedzibę wielkim banerem, wyjaśniającym zarówno to, skąd się wzięła w Polsce inflacja (przyczyny: 1. agresja rosyjska na Ukrainę; 2. pandemia i jej skutki), jak i to, że każdy, kto czyni w tej sprawie jakiekolwiek zarzuty wobec NBP i rządu, używa „narracji Kremla”.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację