Działania podejmowane, a głównie te niepodejmowane przez NBP oraz niska jakość ich komunikowania coraz silniej wskazują, że jedynym sposobem zatrzymania erozji tej instytucji i jej niekorzystnego wpływu na gospodarkę Polski byłaby rezygnacja prezesa.
Jeszcze kilka miesięcy temu, po skompletowaniu obecnej RPP, można było mieć nadzieję na zatrzymanie tego procesu. Odważną próbę podjęli członkowie RPP wyłonieni przez Senat. Wydawało się, że nawet jeśli nie przekonają reszty RPP do swoich poglądów na temat stanu gospodarki i perspektyw ograniczenia inflacji, to przynajmniej uda im się osłabić monopolistyczną pozycję prezesa w określaniu dostępu do zasobów informacyjnych NBP i komunikacji z otoczeniem. Jednak z niejasnych powodów na początku roku determinacja tych trojga w dochodzeniu swoich praw osłabła. Szkoda, bo im bardziej skomplikowana staje się ocena sytuacji makroekonomicznej za granicą i w Polsce, tym bardziej potrzeba nieskrępowanej dyskusji i pokazywania alternatywnych wariantów sytuacji.
Co z senacką trójką?
Co prawda członkowie „senackiej trójki” przedstawiają oceny w innych publikacjach, np. prof. Joanna Tyrowicz w Raporcie Rady Ekonomicznej „Newsweeka” (nr 2 z br.), ale to, po pierwsze, wspólny głos czworga autorów, a po drugie, brak mu instytucjonalnego osadzenia w NBP. Niezależnie od trafności ocen z raportu, nie zastąpi on zwoływania przez mniejszość RPP osobnych konferencji prasowych, co obiecywała prof. Tyrowicz.
Patrząc na pozbawione głębszej merytorycznej treści ostatnie dwa komunikaty RPP, trudno się w nich doszukać zwiastunów pozytywnego przełomu komunikacyjnego. Wygląda na to, że w tak trudnej i wymykającej się jednoznacznej interpretacji sytuacji makroekonomicznej „senacka trójka” została w jakiś sposób spacyfikowana przez instytucjonalną strukturę NBP podporządkowaną woli prezesa. Trudno sobie bowiem wyobrazić, że poważni ekonomiści mogą podpisać się pod komunikatami, w których za główny mechanizm sprowadzający inflację do celu w Polsce uznaje się podwyżki stóp banków centralnych za granicą.
Co ciekawe, konsolidowaniu i centralizowaniu przez Adama Glapińskiego władzy towarzyszą podejmowanie przez niego retoryczne zabiegi zmierzające do dyfuzji odpowiedzialności za prowadzoną politykę. Właściwie na każdej konferencji prasowej podkreśla on, że w decyzjach RPP jego głos, z wyjątkiem remisu, liczy się tak samo jak reszty członków.