„Statystyka, proszę pana, jest jak księżyc, to nudzi, proszę pana, i łudzi”, napisał w jednym ze swoich wierszy Gałczyński. A XIX-wieczny brytyjski premier Beniamin Disraeli miał dodać, że zna trzy poziomy kłamstwa: „kłamstwo, bezczelne kłamstwo oraz statystyka”. Wygląda na to, że muszę stanąć w obronie statystyki, bo może wprawdzie nudzić, ale łudzi i oszukuje tylko wtedy, kiedy nie rozumiemy jej ograniczeń.
Na pierwszy rzut oka wyszło na to, że rację mieli rządzący. Przecież niedawno prezes NBP oceniał, że 5 proc. wzrostu PKB to dowód, że polska gospodarka jest w świetnym stanie. A prognozy mówiące o wzroście o 0,5–1 proc. w roku 2023 pozwoliły premierowi wyjaśnić, że wbrew opinii czarnowidzów w Polsce nie będzie żadnej recesji.
Jednak dane nie zawsze pokazują to, co się na pierwszy rzut oka wydaje. W statystyce mierzy się PKB w skali roku kalendarzowego, choć dostępne są też pomiary dla kwartałów. Jeśli okres spowolnienia gospodarczego jest tak uprzejmy, że rozpoczyna się w styczniu, a kończy w grudniu, znajdzie to bardzo dobre odbicie w danych rocznych. Ale co zrobić, jeśli kłopoty zaczynają się w połowie roku, a kończą w połowie następnego? Pojawia się wtedy problem, bo dane całoroczne w obu latach stanowią mieszankę kwartałów dobrych i złych. A w efekcie w każdym z lat pokazują średnią z tej mieszanki (nieco mylącą, podobnie jak nieco mylące jest stwierdzenie, że człowiek i koń mają przeciętnie po trzy nogi i pół ogona).
Analizując dane o wzroście PKB w roku 2022, trzeba przyjrzeć się jego dynamice w kolejnych kwartałach. A tu mieliśmy najpierw wysoki wzrost o 8,6 proc., potem o 5,8, potem o 3,6, a wreszcie w ostatnim kwartale słabe 2 proc. Innymi słowy: tempo wzrostu PKB z kwartału na kwartał zmniejszało się, a na początku 2023 r. zamiast wzrostu będzie już spadek. No i w ten sposób będziemy mieli recesję w pierwszej połowie roku (której podobno nie będzie, bo przecież średnio w ciągu roku mamy szansę wylądować lekko powyżej zera).
Ale to nie wszystkie pułapki statystyki. PKB jest od 70 lat namiętnie krytykowany za to, że nie pokazuje całej prawdy o gospodarce. A jednocześnie od tych samych 70 lat jest nadal powszechnie używany. Bo PKB to nie jest tylko jedna liczba, ale element całego systemu rachunków narodowych, pokazujących, jak tworzona i dzielona jest wartość. System ten pozwala też zobaczyć źródła wzrostu PKB i zastanowić się nad ich trwałością.