Ogłoszenie przez ministra Mariusza Błaszczaka startu drugiej fazy programu Wisła, czyli zakupu Patriotów dla Polski, to niewątpliwie dobra wiadomość. Wojna w Ukrainie pokazała przecież, jak fundamentalne znaczenie ma obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa. Można nawet zakładać, że gdyby nasi wschodni sąsiedzi mieli naprawdę nowoczesny system takiej obrony, ukraińskie siły zbrojne radziłyby sobie jeszcze skuteczniej z powstrzymywaniem wojsk agresora.
W tej dobrej dla Polski wiadomości jest jednak nutka goryczy. Od podpisania umowy na pierwszą fazę Wisły minęło już parę dobrych lat. Tamto porozumienie przewidywało dostawę zaledwie dwóch baterii, czyli dawkę bardzo niewielką, jak to określali komentatorzy: homeopatyczną. Taka broń ochroniłaby tylko małe, wybrane cele w Polsce. Większe obszary pozostałyby dalej bezbronne, gdyż nowoczesnego systemu obrony przeciwlotniczej nie posiadamy.
Czytaj więcej
Polska przyspiesza zakupy kolejnych 6 baterii amerykańskiego systemu przeciwrakietowego Patriot. Do Waszyngtonu trafia właśnie zapytanie ofertowe w tej sprawie – potwierdził we wtorek szef MON Mariusz Błaszczak.
Umowę podpisano i na cztery lata zaległa cisza, przerywana od czasu do czasu pytaniami dziennikarzy o Wisłę i bardzo ogólnikowymi deklaracjami ze strony MON. Trzeba było sytuacji skrajnej, wybuchu wojny, aby sprawy ruszyły do przodu. Z tych czterech lat odejmijmy nawet połowę na negocjacje i formalności. Tak czy inaczej zmarnowano więc mnóstwo czasu. To nie powinno tak działać. Przecież im szybciej będzie działał MON, tym szybciej my wszyscy będziemy bardziej bezpieczni.
Czytaj więcej
W Internecie ukazało się zdjęcie eks-polskiego czołgu T-72M1R, zmodyfikowanego poprzez instalację pancerza reaktywnego.