W kwietniowe popołudnie na wąskiej uliczce nieopodal redakcji „Rzeczpospolitej” manewruje dostawcza ciężarówka. Moją uwagę przyciąga jej kierowca, bo nie jest nim (jak zazwyczaj) mężczyzna, ale kobieta – drobna blondynka, którą zręcznie wpasowuje się między parkujące auta. Taki widok może wkrótce być codziennością, kobiety za kierownicami nie tylko autobusów, ale i TIR-ów.
Czytaj więcej
Mimo wojny rośnie liczba ubezpieczonych w ZUS obywateli Ukrainy. Przyczyną jest nie tylko napływ uchodźczyń na rynek pracy, ale także brak zwolnień Ukraińców, którzy wyjechali bronić ojczyzny.
Byłoby to jednym z wielu skutków wojny w Ukrainie, która wyciągnęła na front tysiące pracujących wcześniej w Polsce ukraińskich kierowców, budowlańców, robotników fabryk i magazynierów. Ich polscy pracodawcy przeważnie zachowują się fair – dają urlopy na wyjazd, pomagają ściągnąć do Polski rodzinę pracownika, a niekiedy też sfinansować wojskową „wyprawkę”. Potem jednak firmy zderzają się z nową rzeczywistością – dziesiątkami tysięcy wakatów. Wprawdzie mamy tysiące chętnych do pracy uchodźczyń z Ukrainy, ale miejsca pracy opuszczone nagle przez mężczyzn trudno będzie zapełnić, jeśli nie dostosuje się ich do możliwości i potrzeb kobiet. Wymaga to często sporego wysiłku: zmian organizacyjnych w firmach, przygotowania nowych stanowisk, a nierzadko i nowych inwestycji.
Przyspieszenia będzie zapewne musiała nabrać przebiegająca wciąż dość opornie automatyzacja polskich firm, której nie zdołały znacząco rozwinąć ani rosnące koszty pracy, ani przestoje wywołane kwarantannami i zwolnieniami chorobowymi pracowników. Teraz większym problemem niż wzrost kosztów pracy staje się brak rąk do pracy. A ten może się jeszcze bardziej nasilić, jeśli ukraiński parlament przegłosuje projekt ustawy wprowadzającej kary więzienia dla mężczyzn podlegających mobilizacji, którzy nie wrócą teraz z zagranicy do kraju. Wtedy już nie tylko chęć walki za ojczyznę będzie motywować mężczyzn z Ukrainy do powrotu.
Firmy mogą oczywiście liczyć, że wojna niedługo się skończy i Ukraińcy wrócą pracować do Polski. Owszem, wrócą, jeśli Rosja wygra, czego chyba nikt w Polsce sobie nie życzy. Jeśli jednak (oby) Ukraina odeprze rosyjską agresję, to ruszy tam gigantyczny projekt odbudowy kraju, który może wyciągnąć z Polski także rodzimych fachowców. W tej perspektywie na pewno nie poradzimy sobie bez większego udziału robotów, kobiet i starszych pracowników – już nie 50+, ale 60+.