Z pewnością nie na tłumaczeniu, że to nie my: że to nie NBP odpowiada za wysoką inflację, że po odjęciu 2 pkt proc. dodanych do CPI przez ceny administrowane, paliwa i żywność jesteśmy tam, gdzie być z inflacją powinniśmy.
Istotą bankowości centralnej jest zdolność panowania nad adaptacyjnymi oczekiwaniami inflacyjnymi i zakotwiczenia ich w pobliżu celu. Posiąść ją może tylko bank obdarzany przez uczestników rynku zaufaniem. Bank wiarygodny nie w oczach własnych, MFW czy jurorów mało znaczących konkursów, ale dla podmiotów gospodarczych podejmujących decyzje o zakupach, sprzedaży, inwestycjach.
Przejściowy wzrost inflacji jest hipotezą. Posługuje się nią wiele banków centralnych. Ta hipoteza może się spełnić, ale nie musi. Efekty drugiej rundy – kwestia marginalizowana przez prezesa NBP, a sygnalizowana już przez wielu pracodawców w sferze usług, którzy usiłują na powrót zatrudnić ludzi do reaktywowanych biznesów – mogą zniweczyć efekt bazy, na jakim posadowione są prognozy spadku inflacji rok do roku.
Z problemem szybkiego wzrostu cen detalicznych zmaga się teraz np. branża fast food w USA, ale też wielu naszych pracodawców. Ograniczenia podażowe i wzrost kosztów surowców windują ceny producentów do poziomów najwyższych od dekady i nie muszą być przejściowe. Zresztą już prowadzą do zapowiedzi wzrostu cen detalicznych. A wzmocnione silną odbudową odkładanego popytu (dwucyfrowym nieraz wzrostem stopy oszczędności) oraz monstrualną rozbudową bazy monetarnej, stanowią w sumie solidny fundament dla trwałego wzrostu inflacji ponad cel.
Wiarygodność banku centralnego jest bezcenna w czasach podwyższonych oczekiwań inflacyjnych, bez względu na źródło procesów podnoszących ceny. Wiarygodności banku centralnego