„Straszny dwór” Stanisława Moniuszki to symbol polskiej tradycji i dumnej przeszłości. Nasi reżyserzy ciągle szukają klucza do tej opery przepełnionej staropolskimi obyczajami i patriotycznymi hasłami. Kiedy kilka lat temu w Gdańsku mazura zatańczyli powstańcy warszawscy, reżyser Marek Weiss zebrał sporo cięgów od recenzentów.
Zagraniczni twórcy nie kwapią się zająć „Strasznym dworem”. Wyjątkiem pozostaje Brytyjczyk David Pountney w Operze Narodowej, ale i on naraził się konserwatywnym obrońcom tradycji. Tym większe uznanie należy się dyrekcji Teatru Wielkiego w Poznaniu, która sprawiła, że „Straszny dwór” stał się tematem konkursu European Opera Directing Prize, organizowanego przez Cameratę Nueova z Wiesbaden oraz stowarzyszenie Opera Europa zrzeszające teatry i festiwale z 43 krajów.
Przed przystąpieniem do pracy Ilaria Lanzino zagłębiła się w naszą historię i nauczyła się na tyle polskiego, by móc działać z oryginalnym tekstem, a nie z tłumaczeniami.
Poznań i Wiesbaden
W ostatniej jego edycji młodzi reżyserzy musieli przedstawić swój pomysł na Moniuszkę. Międzynarodowe jury jednogłośnie przyznało pierwszą nagrodę Włoszce Ilarii Lanzino. „Straszny dwór” w jej reżyserii miał premierę rok temu, ale pandemia pokrzyżowała plany z nim związane. Teraz od środy do piątku spektakl można oglądać w Hali Międzynarodowych Targów Poznańskich, a zaraz potem jedzie na międzynarodowy festiwal w Wiesbaden.
Przed przystąpieniem do pracy Ilaria Lanzino zagłębiła się w naszą historię i nauczyła się na tyle polskiego, by móc działać z oryginalnym tekstem, a nie z tłumaczeniami. Spojrzała jednak na „Straszny dwór” inaczej, niż jesteśmy przyzwyczajeni.