Braki kadrowe w szpitalach dają się coraz bardziej we znaki, a medycy coraz częściej zmuszeni są pracować za nieobecnych kolegów. Prawnicy ostrzegają jednak, że taka ofiarność może skończyć się tragicznie dla pacjenta, a lekarz może nie wyjść z sądu.
Roztrojony medyk
Chirurg ogólny dyżurujący w szpitalnym oddziale ratunkowym (SOR) wojewódzkiego szpitala na Mazowszu usłyszał w poniedziałek, że od godz. 15 będzie dyżurować sam, bo na odcinku ortopedycznym i internistycznym brakuje dyżurnych. Kiedy zaprotestował, usłyszał, że może liczyć na wsparcie chirurga dziecięcego oraz neurologa, dyżurujących na dwóch oddzielnych odcinkach. – Oznaczało to, że mam się nie tylko roztroić, ale w kilka godzin przyswoić sobie wiedzę z dwóch odrębnych specjalizacji. A ja nie jestem ani ortopedą, ani internistą – ironizuje lekarz. Po interwencji u dyrekcji szpitala wywalczył pomoc kardiochirurga, który tego dnia miał dyżur na swoim oddziale i przejął pacjentów internistycznych. Mógł ich przyjmować jako tzw. lekarz systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego.
– Przetrwaliśmy, ale był to jeden z najcięższych dyżurów w moim życiu. Obaj z kardiochirurgiem powiedzieliśmy rano, że nie powtórzymy tego już nigdy więcej. Głównie ze względu na olbrzymią odpowiedzialność. Nie chodzi już tylko o to, że miałem leczyć pacjentów ortopedycznych, nie będąc ortopedą, ale o to, że mogło dojść do sytuacji, w której jednocześnie przywiezionoby mi ciężkiego pacjenta chirurgicznego i ortopedycznego, a ja nie mógłbym zająć się oboma jednocześnie – mówi chirurg, który na SOR dyżuruje od kilkunastu lat.
– Z naszych informacji wynika, że takie sytuacje zdarzają się coraz częściej – mówi dr Renata Florek-Szymańska z Porozumienia Chirurgów Skalpel. – Tymczasem są bardzo niebezpieczne. Po pierwsze, trzeba sobie uświadomić, że chirurg nie jest internistą, a internista chirurgiem. Po drugie, w sytuacji, gdy chirurg z SOR musi asystować przy pilnym zabiegu na oddziale, SOR zostaje bez lekarza. Lekarze nie powinni godzić się na taką sytuację – dodaje dr Florek-Szymańska.
Również prawnicy ostrzegają przed zastępowaniem kolegów: – Gdyby coś się wydarzyło, odpowiedzialność karna spoczywa wyłącznie na lekarzu. Jeśli okaże się na przykład, że mimo że był zajęty na oddziale, przez co na SOR zszedł pięć godzin później i nie zdążył udzielić pomocy pacjentowi, może zostać skazany z § 155 kodeksu karnego za nieumyślne spowodowanie śmierci lub narażenie pacjenta na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Sąd będzie rozważał konkretne okoliczności sprawy, ale ryzyko odpowiedzialności, w tym zakazu wykonywania zawodu, jest bardzo duże. Podobnie, jeśli chodzi o postępowanie przed organami odpowiedzialności zawodowej. Jako lekarz kontraktowy odpowie również cywilnie, jeśli pacjent lub rodzina zmarłego pacjenta zdecyduje się wytoczyć mu sprawę o odszkodowanie – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny, reprezentująca poszkodowanych pacjentów. Dodaje, że odpowiedzialność karną administracji szpitala w polskim systemie prawnym można sobie wyobrazić tylko w skrajnych przypadkach. Na pewno jednak podmiot leczniczy i jego ubezpieczyciel będą odpowiadali cywilnie.