U kogo lepiej poprawiać urodę – u zaufanej kosmetyczki czy nieznanego lekarza – Karolina Kowalska pyta przewrotnie mec. Jolantę Budzowską, reprezentującą w sądzie pacjentów poszkodowanych w wyniku błędów medycznych. Okazuje się, że z punktu widzenia dochodzenia roszczeń, bezpieczniejszym wyborem byłby lekarz. Ma bowiem obowiązek prowadzić dokumentację medyczną, a także rejestrować użyte produkty lecznicze. Kosmetyczki nie prowadzą działalności leczniczej i mają klientów, a nie pacjentów, i nie muszą prowadzić dokumentacji medycznej.
Od lat osią sporu między lekarzami a kosmetologami są zabiegi wymagające przerwania ciągłości tkanek – wystrzykiwanie botoksu czy kwasu hialuronowego, ale także mezoterapia igłowa. Lekarze przestrzegają, że każdy taki zabieg obarczony jest ryzykiem wstrząsu anafilaktycznego, z którym poradzi sobie tylko osoba z wykształceniem medycznym.
Pretekstem do rozmowy jest niedawny apel Naczelnej Rady Lekarskiej o rozszerzenie definicji świadczenia zdrowotnego w ustawie o działalności leczniczej na „działania służące przywracaniu lub poprawie fizycznego i psychicznego samopoczucia oraz społecznego funkcjonowania pacjenta poprzez zmianę jego wyglądu wiążącą się z ingerencją w tkanki ludzkie”. Zdaniem ekspertki, uregulowania wymaga także zawód kosmetologa.