– Od lat mamy w Polsce prawo, które reguluje rynek mieszkań w modelu krótkoterminowym. Nie trzeba, jak mówi pani minister, tworzyć rejestru lokali, bo taki rejestr prowadzą gminy. Do rejestrów wpisywane są mieszkania na wniosek właścicieli jako kategoria „inne miejsca noclegowe”. Co więcej, w imieniu właścicieli mieszkań robią to też operatorzy, np. Sun & Snow czy Renters.pl, a skala ich działania to ponad 6 tys. lokali w kurortach i miastach – wylicza Kosiura. – Nieprawdą jest również, że w Polsce w modelu krótkoterminowym wynajmowane są setki tysięcy mieszkań. Nie ma dokładnych danych, ile takich lokali jest. Nie mają ich ani urzędy państwowe, ani GUS, ani Airbnb. Jedynym podmiotem, który ma największą bazę takich obiektów spójną z realną skalą, jest Booking. I te dane za chwilę urzędy państwowe i samorządy także będą mieć – wskazuje.
Unia Europejska podjęła działania mające wziąć w karby bardzo dynamicznie rosnący rynek krótkiego najmu, na którym oferty wystawiane są na globalnych platformach z Airbnb i Bookingiem na czele. W maju weszło w życie rozporządzenie nakazujące państwom UE tworzenie systemu rejestrującego mieszkania na krótki najem i ich właścicieli – swego rodzaju licencję, bo bez numeru rejestracyjnego żaden portal nie będzie mógł zamieszczać ogłoszenia. Na implementację są jednak dwa lata.
Drugi aspekt to obowiązujące od lipca przepisy wynikające z implementacji dyrektywy DAC7 nakazujące internetowym platformom szczegółowe raportowanie o transakcjach – w tym najmu mieszkań na krótko. Dla fiskusa to podstawa do przeprowadzania kontroli.
– Hasła o rosnących czynszach w wyniku wynajmu mieszkań turystom nie mają także w Polsce potwierdzenia. Takie zjawiska występowały w dużych miastach Europy i na świecie, ale tam skala turystyki jest nieporównanie większa niż w Polsce – kontynuuje Marlena Kosiura. – Oczywiście, możliwość skutecznego monitorowania skali tego rynku przez lokalne władze oraz zmniejszenie uciążliwości dla mieszkańców są konieczne, ale problem nie jest tak jednoznaczny, jak przedstawiany jest przez część polityków czy aktywistów miejskich. Apartamenty są dla wielu turystów lepszą alternatywą do nocowania niż hotele, są tańsze, jeśli podróżuje się w większej grupie, dają wyższy komfort z uwagi na większy metraż. Wielu włodarzy miast, ale też kurortów przyznaje, że apartamenty vacation rental pozwalają zwiększać turystykę i ściągnąć gości, którzy być może nigdy nie przyjechaliby do danej lokalizacji, ponieważ nie stać ich na wynajęcie hoteli – argumentuje Kosiura. – W merytorycznej, głębokiej dyskusji pozbawionej emocji pojawia się jeszcze wątek, o którym mało kto publicznie chce mówić: czy na pewno za zmiany w starych kamienicach, np. w centrum Krakowa czy Gdańska, odpowiada jedynie turystyka? Czy może jest tak, że w zabudowanej, betonowej przestrzeni, bez zieleni wokół ludzie po prostu nie chcą już mieszkać, a nowe osiedla położone nieco dalej od centrum pozwalają nie tylko bardziej komfortowo żyć, ale też mniej wydawać na utrzymanie mieszkania. Stare, duże lokale w kamienicach w centrum to wysoki koszt ogrzewania, remontów – dodaje.
Jako przykład podaje gdańską Wyspę Spichrzów od lat nazwaną Booking Island – właśnie z uwagi na przeobrażenie w turystyczną enklawę. – Dla wielu mieszkańców i tak nie była już przestrzenią przyjazną do życia. Uciekali oni w bardziej zielone i ciche części miasta już w 2017 i 2018 roku, a wynajem turystyczny jedynie przyspieszył ten proces – konkluduje Kosiura.