W Niemczech czy w
krajach Beneluksu większość mieszkań jest oddawana już z wykończeniem,
ale w standardzie podstawowym. Są pomalowane ściany, ułożone podłogi,
jest toaleta, umywalka. Nikt tam nie kombinuje z marmurowymi łazienkami,
nawet na osiedlach w centrum Berlina.
Ostatecznie chodzi o to, by mieć dach nad głową. Może nie własność, ale wynajem?
Kiedyś byłem przeciwnikiem najmów instytucjonalnych. Uważałem, że ten model, tak popularny np. w Niemczech, u nas się nie przyjmie, bo mamy inną mentalność. Nawet dla młodych zakup mieszkania był priorytetem.
Czasy się zmieniają. Młodym ludziom już na tej własności tak bardzo nie zależy. Już teraz współdzielą samochody, mają miejski rower, jeżdżą hulajnogami. Najem instytucjonalny zwiększa podaż mieszkań. Prywatne fundusze – tak jest np. w Niemczech – budują albo kupują od deweloperów całe budynki. A niemiecki inwestor nie kupuje mieszkania na wynajem. Nie chce się martwić szukaniem najemcy, remontami, pilnowaniem biznesu. Zaoszczędzone 100–200 tys. euro wpłaca do funduszu, a fundusz mu wypłaca, co roku lub co miesiąc, może nie 5 proc., które by miał, wynajmując mieszkanie prywatnie, ale 3,5–4 proc. Inwestor ma święty spokój. Fundusze to potężne instytucje, utrata pieniędzy jest mało prawdopodobna.
SGI widzi się w roli budowniczego mieszkań na wynajem?
Poważnie rozważaliśmy taką możliwość. Mniej więcej półtora roku temu zapukały do nas zagraniczne fundusze. Prowadziliśmy rozmowy, ale wybuch wojny sprawił, że zostały zawieszone. Chodziło o budowę osiedla przy ul. Łopuszańskiej w warszawskich Włochach. Nie mogliśmy czekać, mieliśmy już pozwolenie na budowę. Budujemy tam mieszkania na sprzedaż. W pierwszym etapie sprzedaliśmy 30–40 proc. lokali. Trzy kolejne etapy są projektowane.
Plany na ten rok? Nowe rynki?
Nie planujemy wejścia na nowe rynki. Nasze wieloletnie doświadczenie pokazuje, że deweloper musi się znać lokalnie na swoim skrawku ziemi, musi mieć bardzo dobre relacje z pośrednikami, z architektami, ze sprzedającymi działki. Wolimy się skupić na jednym rynku, czyli na Warszawie. Mamy inwestycje na Mokotowie (działki na 25 tys. mkw. PUM), we Włochach (20 tys. mkw. PUM), na Bemowie przy ostatniej linii metra, gdzie projektujemy budynek na 220–250 mieszkań. Mamy też parcelę przy ul. Kasprzaka. Planujemy tam budynek na ok. 60 mieszkań. Mamy też dwie inwestycje w Wilanowie – to domy wolnostojące i w zabudowie bliźniaczej. Mamy też kolejne działki na Siekierkach.
Mieszkania będą drożeć?
Rodziny, które chcą kupić mieszkanie, powinny się szybko decydować, i to nie dlatego, że będzie drożej, ale dlatego, że będzie brakowało towaru. Jeśli ktoś chce kupić dobrze zlokalizowaną nieruchomość, np. przy metrze, w miejscu z rozwiniętą infrastrukturą, gdzie są lokale usługowe, szkoły, nie powinien zwlekać z transakcją.
Przypomnijmy sobie czas, gdy na bliskiej Woli budowano w jednym czasie kilka tysięcy mieszkań. Klienci myśleli: poczekam, będzie taniej. Ale nie było i nie jest taniej. Jak ktoś chce mieć mieszkanie w zurbanizowanym rejonie, nie na polu pod miastem, to nie ma na co czekać. Na kupno lokalu dla siebie zawsze jest dobry czas.
A na zakup inwestycyjny?
Polecam dobre lokalizacje albo lokalizacje, gdzie za dwa–trzy lata będzie np. metro, gdzie się poprawi infrastruktura. Ciekawą lokalizacją dla inwestorów jest np. Bemowo, gdzie powstają linie metra, a mieszkań nie buduje się za dużo, czy też okolice planowanych linii metra – Siekierki albo Gocław.