Kiedy wchodziliście do Polski w 2017 r., to była inna epoka: biura elastyczne, coworking były nowinką. Po pandemii, w czasie pracy hybrydowej, te trendy przenikają do głównego nurtu. Oczywiście nie jest to transformacja 1: 1, ale co dziś odróżnia te dwa kiedyś mocno odrębne światy?
W dalszym ciągu kluczowa jest kwestia elastyczności, tradycyjny najem jest wciąż skupiony na umowach długoterminowych. Biura flex to możliwość skalowania się w dowolnym momencie, dostosowania – zwiększania i zmniejszania – powierzchni do potrzeb. Mamy możliwość podpisania umowy nawet na jeden miesiąc. Co więcej, klient dostaje w pełni wyposażone biuro, można powiedzieć, że to formuła „plug and play”, wystarczy przynieść ze sobą sprzęt, na którym się pracuje. Resztę gwarantujemy.
W 2017 r. rynek był zupełnie inny, nie był na tyle wyedukowany. Dziś to bardzo dobrze prosperująca część branży i większość osób zajmująca się nieruchomościami wie, że „fleksy” są w stanie przyjąć zarówno małą firmę, freelancera, ale też spełniają wszystkie wymagania stawiane przez globalne korporacje – nie tylko dotyczące powierzchni, ale też kwestii bezpieczeństwa infrastruktury.
Klienci dostają to, czego nie mają w tradycyjnym najmie: możliwość przebywania i nawiązywania kontaktów z przedstawicielami innych korporacji. W klasycznym biurowcu zazwyczaj każda organizacja siedzi na swoim piętrze. U nas są przestrzenie wspólne, sami zresztą organizujemy różne wydarzenia sprzyjające integracji.
Wielu uczestników rynku robi badania, by dowiedzieć się, jak sposób pracy będzie docelowo wyglądać. Mindspice też niedawno zrobiło badania – co z nich wynika?