10 tys. lat temu skończyła się epoka lodowa, ludzi było wówczas zbyt mało, aby z ich ognisk palonych przed jaskiniami do atmosfery ulatniało się tyle dwutlenku węgla, aby spowodować efekt cieplarniany. A jednak nastąpiło ocieplenie.
Od tamtej pory przybyło ponad sześć miliardów ludzi, z powodu ich aktywności do atmosfery emitowana jest dodatkowa energia. Musi ona znajdować ujście. Przy czym określenie „dodatkowa energia" jest eufemizmem, naukowcy szacują, że odpowiada ona energii wyzwolonej wybuchem miliona bomb atomowych, jakie zrzucono na Hiroszimę i Nagasaki.
Bez niespodzianki
Dlatego naukowcy nie są zaskoczeni kurczeniem się powierzchni arktycznych lodów, ani tym, że w 2012 roku na półkuli północnej stosunek dni rekordowo ciepłych do rekordowo zimnych wyniósł 7 do 1. Musiało do tego dojść, skoro zakłócony został „stary układ" – ruch powietrza od bieguna północnego w kierunku równika, i odwrotnie. Zmienione parametry ruchu powietrza północ-południe i południe-północ powodują zmianę przebiegu prądów strumieniowych – są to potężne prądy wiejące na półkuli północnej z zachodu na wschód. To dzięki nim lot z Nowego Jorku do Warszawy trwa około godziny krócej niż z Warszawy do Nowego Jorku.
Jeśli trasa prądu strumieniowego przesuwa się z południa na północ, na północy USA pojawiają się tropikalne sztormy. Przesunięty nad Europą jet stream spowodował afrykańskie upały w Małopolsce.
Pod koniec XXI w. poziom oceanów z 90-proc. prawdopodobieństwem wzrośnie o 62 cm. Spowoduje to utratę 6 proc. terytorium Holandii, 17,5 proc. Bangladeszu, 80 proc. atolu Majuro w archipelagu Wysp Marshalla. To także zniknięcie z mapy pacyficznych państewek Kiribati, Tuvalu i Vanuatu. Pod wodą znajdzie się Bangkok oraz polskie Żuławy.