Dyrektor Opery Narodowej: Świat oswoił się z cierpieniem

– Marzę o tournée w Ukrainie – mówi Waldemar Dąbrowski, dyrektor Opery Narodowej o Ukrainian Freedom Orchestra

Publikacja: 01.07.2024 04:30

Waldemar Dąbrowski, dyrektor Opery Narodowej

Waldemar Dąbrowski, dyrektor Opery Narodowej

Foto: marlena bielińska/mat. pras.

Trzeci raz Ukrainian Freedom Orchestra, projekt Opery Narodowej i Metropolitan Opera w Nowym Jorku, zbiera się w Warszawie na próby przed tournée. Łatwiej czy trudniej było je teraz organizować?

Kiedy tworzyliśmy tę orkiestrę po agresji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, jako motto służyły nam słowa pani prezydentowej Ołeny Zełenskiej: „Nie oswajajcie się z naszym cierpieniem”. Z przykrością stwierdzam, że to się jednak stało. Świat oswoił się z tym dramatem, który stał się jedynie newsem telewizyjnym. To, co poruszało głęboko i wywoływało gesty solidarności, już nie działa. Przygotowanie tegorocznego tournée – skromniejszego niż dwa poprzednie – było wielokrotnie trudniejsze niż wcześniej. Ze smutkiem stwierdzam, że horyzont europejskiego postrzegania i odczuwania dramatu, który ma miejsce w Ukrainie, bardzo się zawęził.

Czytaj więcej

Warszawski koncert Ukrainian Freedom Orchestra w światowych nagraniach

Pierwszą podróż koncertową orkiestry przyjmowano w 2022 r. roku z entuzjazmem. Zaskoczeniem był wysoki poziom artystyczny orkiestry.

To rzeczywiście było wspaniałe, ale muzycy ukraińscy przyjechali wtedy do Warszawy niesamowicie zmobilizowani. Ukraińcy to zresztą niezwykle muzykalny naród, wystarczy posłuchać, jak śpiewają swój hymn narodowy. Ale kiedy przyszli do tej orkiestry, wyczuwało się, że karabiny zamienili na instrumenty, że walczą w sprawie Ukrainy. Było wiele wzruszających momentów. Nie zapomnę na przykład widoku zapłakanej dziewczyny z orkiestry, której w przerwie koncertu udało się połączyć telefonicznie z ojcem w okopie na froncie.

Orkiestra powstała dzięki wspólnym działaniom Metropolitan Opera w Nowym Jorku i Opery Narodowej.

Kiedy w 2022 roku zadzwonili do mnie dyrektor Metropolitan Peter Gelb i dyrygentka Keri-Lynn Wilson, która tę orkiestrę wymyśliła, byli przekonani, że na pewno mamy dużo artystów ukraińskich. Odpowiedziałem, że owszem, zapewniliśmy dach nad głową co najmniej sześćdziesiątce przybyszy, ale byli to śpiewacy, tancerze, dyrygenci, a nie instrumentaliści. W orkiestrze naszego teatru mieliśmy jednego muzyka ukraińskiego – trębacza Ostapa Popovycha. W innych polskich teatrach doliczyliśmy się kilku. Było dla mnie oczywiste, że musimy ten pomysł zrealizować, więc zaczęliśmy krok po kroku szukać w Ukrainie i niemal w całej Europie muzyków do konkretnych pulpitów orkiestrowych. Tak się złożyło, że z reguły byli to znakomici instrumentaliści. A ponieważ sytuacja wyzwoliła w nich wysoki poziom patriotyzmu i chęci zamanifestowania odrębnej od rosyjskiej formacji kulturowej, powstała wartość artystyczna najwyższej jakości. Dla mnie piękny był ten proces budowania orkiestry. Dzialiśmy jak poszukiwacze skarbów. Odkrywaliśmy je i pozyskiwaliśmy dla naszego pomysłu.

Czytaj więcej

Ukrainian Freedom Orchestra: „Oda do radości” śpiewana po ukraińsku

Duża w tym zasługa Keri-Lynn Wilson?

Ogromna. Jej rodzinne korzenie ukraińskie odgrywają wyjątkową rolę, bo pracuje z sercem. I potrafiła połączyć ogromny muzyczny talent, trochę jednak nieokiełznany, z kulturą kanadyjską, kraju, w którym się ona wychowała. Jako dyrygentka ma więc precyzyjny gest i umiejętność egzekwowania. Powstała z tego piękna słowiańsko-kanadyjska całość. Muzycy z ogromnym ukraińskim talentem zostali poddani pewnej obróbce według standardów kultury zachodniej i znakomicie się w nim odnajdują poddani przy tym konfrontacji z bardzo wymagającą publicznością.

Jak Metropolitan i Opera Narodowa dzielą się obowiązkami?

Działamy wspólnie, ale Metropolitan bardziej zajmuje się załatwianiem konkretnych adresów, sal koncertowych, na nas spoczywa operacja przygotowawcza, finansowana w dużym stopniu dzięki dotacji Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W tym roku połowa tournée odbędzie się w Polsce, choć zacznie się ono nie w Warszawie, a w Paryżu w przeddzień igrzysk olimpijskich, w czym dopomogła Ołena Zełenska w rozmowach z merem Paryża. Stamtąd orkiestra przyjedzie do Opery Narodowej na koncert, a potem stanie się zespołem Baltic Opera Festival. Będzie na nim współkreować przedstawienia „Turandot” Pucciniego, zagra też IX symfonię Beethovena w Stoczni Crist w Gdyni. Patronat nad tym koncertem objął Lech Wałęsa. A z Polski pojedzie jeszcze do Londynu, Waszyngtonu i Nowego Jorku.

Powstał zresztą film o IX symfonii Beethovena w wykonaniu orkiestry.

Dokument „Beethoven’s 9: Ode to Humanity” miał premierę pod koniec kwietnia w Toronto. Opowiada o znaczeniu tej symfonii zarówno w czasach wojny, jak i pokoju, zawiera zdjęcia z prób i koncertów, są w nim rozmowy z Keri-Lynn Wilson i muzykami. IX symfonię w ich wykonaniu wydało też niedawno na CD Deutsche Grammophon, co jest niewątpliwie sukcesem orkiestry.

Czytaj więcej

Opera Narodowa: Z Ukrainą na początek i z niewiadomą na finał

Udział w przedstawieniach operowych świadczy, że staje się samodzielnym bytem.

Absolutnie nie jest efemerydą. Oczywiście działa okazjonalnie, bo jej członkowie zbierają się w letnie miesiące, ale muzycy dobrze się znają i czują siebie nawzajem. Sam fakt, że Keri-Lynn Wilson podjęła się przygotowania z nimi „Turandota”, świadczy, że zespół wszedł na wyższy poziom.

Skład orkiestry ulega pewnym roszadom personalnym?

Są minimalne – 4, 5 nowych osób co roku na 72 członków orkiestry.

Stworzenie orkiestry to kolejny dowód związków Opery Narodowej z Metropolitan. Peter Gelb nieprzypadkowo zwrócił się do was.

Relacje między nami są więcej niż przyjacielskie. W każdej sytuacji oba teatry mogą na siebie liczyć, ale to, jak do tego dochodziliśmy, było pewnym procesem i bardzo ciekawym doświadczeniem. Początkowo Amerykanie patrzyli na nas tak, jak w ogóle widzą tę część Europy, z pewną dozą nieufności. Kiedy zaczęli przyjeżdżać na nasze spektakle, poznawać nasze zespoły techniczne, zaczęło rodzić się wzajemne zaufanie. Dziś nasi teatralni fachowcy stali się właściwie pupilami w Metropolitan, bo to, co jedzie od nas do nich, okazuje się pierwszorzędne.

Będzie kolejny wspólny projekt?

Tak i wiąże się on z głównym tematem naszej rozmowy. Przygotowujemy prapremierę nowej opery zamówionej u ukraińskiego kompozytora Maksima Kolomiietsa z tekstem amerykańskiego pisarza George’a Branta. To opowieść o ukraińskich dzieciach wykradanych rodzicom przez agresorów z zamiarem poddania ich rusyfikacji. Jedna z matek przeciwstawia się temu i ona będzie bohaterką opery. Premiera odbędzie się w Warszawie w 2026 roku.

Ostatnio Metropolitan wystawia wiele oper współczesnych.

Bo zapewniają najlepszą frekwencję, przychodzą tłumy młodych ludzi. Tradycyjna publiczność operowa jest coraz mniej aktywna, upływ czasu jest nieubłagany – Peter Gleb postawił na nową widownię i nowy repertuar. U nas tak jeszcze nie jest.

Będą kolejne trasy orkiestry?

Nie mam większego marzenia niż to, by zorganizować tournée do Charkowa, Odessy, Lwowa czy Kijowa wtedy, kiedy zapanuje pokój. I chciałbym, żeby poprowadziła je Keri-Lynn Wilson. Oczywiście orkiestra ma taką wartość, że powinna istnieć w przyszłości. Wierzę, że jednak jej misja będzie już inna.

Trzeci raz Ukrainian Freedom Orchestra, projekt Opery Narodowej i Metropolitan Opera w Nowym Jorku, zbiera się w Warszawie na próby przed tournée. Łatwiej czy trudniej było je teraz organizować?

Kiedy tworzyliśmy tę orkiestrę po agresji Rosji na Ukrainę w 2022 roku, jako motto służyły nam słowa pani prezydentowej Ołeny Zełenskiej: „Nie oswajajcie się z naszym cierpieniem”. Z przykrością stwierdzam, że to się jednak stało. Świat oswoił się z tym dramatem, który stał się jedynie newsem telewizyjnym. To, co poruszało głęboko i wywoływało gesty solidarności, już nie działa. Przygotowanie tegorocznego tournée – skromniejszego niż dwa poprzednie – było wielokrotnie trudniejsze niż wcześniej. Ze smutkiem stwierdzam, że horyzont europejskiego postrzegania i odczuwania dramatu, który ma miejsce w Ukrainie, bardzo się zawęził.

Pozostało 89% artykułu
Muzyka klasyczna
Elīna Garanča zaśpiewa na Festiwalu Eufonie. To kobieta o wielu wcieleniach
Muzyka klasyczna
Koryfeusze Muzyki Polskiej: Jakub Józef Orliński i atrakcyjne kobiety
Muzyka klasyczna
XI Międzynarodowy Festiwal Ignacego Jana Paderewskiego w Warszawie
Muzyka klasyczna
Janusz Olejniczak: Trudno dogonić swoje marzenia
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Muzyka klasyczna
Janusz Olejniczak nie żyje. Był Chopinem… i Paderewskim