Fangor, który zmarł w 2015 r., był nieustannie poszukującym malarzem, rzeźbiarzem, plakacistą, rysownikiem, projektantem form przestrzennych. Blisko 250 zebranych dzieł pokazuje, jak swobodnie przechodził od figuracji do abstrakcji, zaskakując oryginalnymi wizualnymi efektami. Działał zgodnie z przekonaniem, że „w sztuce nie można starać się dorównać nikomu, że trzeba się poddać swoim możliwościom, swojemu czasowi, swoim doświadczeniom i odczuciom”.
Najbardziej znany jest jako malarz. Światową sławę zdobył abstrakcyjnymi, wibrującymi obrazami z lat 60., prekursorskimi wobec op-artu. Tego typu hipnotyzujące obrazy otwierają wystawę w Toruniu. Kontrastowymi kolorami pulsują ogromne koła z dominującą zielenią i czerwienią oraz barwne fale. Przez zmiany nasycenia koloru i ostrości wydają się w nieustannym ruchu, jakby przybliżały się i oddalały. Aż trudno uwierzyć, że nie są to prace komputerowe w 3D, ale olejne obrazy z lat 60. i 70.
Własne lunety
Po raz pierwszy pokazał je na indywidualnej wystawie w nowojorskim Muzeum Guggenheima w 1970 r. zaproszony jako jedyny Polak. Jego gry optyczne stały się odkryciem. Dziś należą do najbardziej poszukiwanych dzieł Fangora. Rekord aukcyjny w Polsce ustanowił obraz „M22” w kształcie pulsującej rozety, za który dwa lata temu zapłacono 7,3 mln zł.
W serii op-artowskich obrazów splotły się dwie pasje artysty: malarstwo i astronomia. Na związki miedzy nimi wskazywał w filmie „Od astronomii do malarstwa" jego syna Romana Fangora w 2012 roku.
Mówi: „Fascynowała mnie w astronomii strona wizualna, to co można zobaczyć przez teleskop”. Interesowała go też specyfika optyki – złudzenie rozciągania przestrzeni, co wykorzystał potem w malarstwie, kontrastując ostre brzegi z rozproszonymi. Podobnie widoczny jest księżyc przy użyciu instrumentów astronomicznych – częściowo ostry, a częściowo miękko rozproszony. „Astronomia wpłynęła na malarstwo, ale właściwie byłem nie tyle astronomem, ile malarzem astronomicznym” – tłumaczył.