Jan „Ptaszyn" Wróblewski: Guru polskiego jazzu

Jan „Ptaszyn" Wróblewski, pierwszy Polak grający z amerykańskimi jazzmanami, kończy w niedzielę 80 lat.

Publikacja: 23.03.2016 17:05

Przekonał do jazzu więcej polskich słuchaczy niż Miles Davis i John Coltrane razem wzięci. Zawsze w charakterystycznej bejsbolówce na głowie.

Od 46 lat nieprzerwanie prowadzi w Trójce audycję „Trzy kwadranse jazzu", opowiadając o jazzie pasjonujące historie i edukując słuchaczy, a także muzyków.

– On jest nauczycielem, choć nie uczy w żadnej szkole, same jego audycje są bardzo kształcące – powiedziała w reportażu radiowym o Janie „Ptaszynie" Wróblewskim wokalistka Dorota Miśkiewicz.

Skąd wziął się jego pseudonim? Tę modę zapoczątkowali muzycy zespołu Melomani jeszcze w tzw. okresie katakumbowym polskiego jazzu. Każdy jazzman miał jakieś przezwisko, a że Wróblewski to „Ptak", a później „Ptaszyn". Nosił i nosi do dziś czapkę z daszkiem, która przypomina dziób.

– Niewysokiego wzrostu, a wielki człowiek, genialny muzyk, wspaniały aranżer, znakomity facet, guru naszego jazzu – mówi o nim wokalista i perkusista Andrzej Dąbrowski występujący z „Ptaszynem" od 55 lat.

Saksofonista, kompozytor, aranżer, dyrygent, krytyk i wspaniały konferansjer zapowiadający ze swadą zarówno swoje zespoły, jak i te największe: Wayne'a Shortera czy ostatnio Terence'a Blancharda i Dee Dee Bridgewater na Zadymce.

Był forpocztą polskich jazzmanów w Ameryce. W 1958 r. wystąpił razem z International Newport Youth Band, grając na saksofonie tenorowym. Wygrał polskie eliminacje prowadzone przez samego George'a Waine'a, bo najlepiej czytał nuty. A mógł pojechać tylko jeden. Z tą orkiestrą akompaniował Louisowi Armstrongowi, a ten dał mu autograf, który wkrótce po tym zresztą został skradziony.

Debiut z Komedą

Profesjonalny debiut „Ptaszyna" nastąpił na I Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Jazzowej Sopot 1956, gdzie wystąpił z Sextetem Komedy.

– Był w Polsce tłum ludzi rozentuzjazmowanych od góry do dołu, którzy jak się dowiedzieli, że jest jazzowy festiwal, postanowili zobaczyć, jak ten zakazany owoc wygląda – wspomina muzyk. Tłum był niewyobrażalny. Nie tylko nie było miejsc na nocleg, nawet na plaży nie było miejsca do spania.

Z Sextetem Komedy wystąpił w krótkim filmie muzycznym „Rozmowy jazzowe" (reż. Andrzej Brzozowski), grając na klarnecie. Można go znaleźć na YouTubie.

Już podczas studiów na wydziale Mechanizacji Rolnictwa Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu prowadził zespoły, które grały na imprezach tanecznych. Nie wyobrażał sobie, że może zostać mechanizatorem rolnictwa. Kiedy po festiwalu w Sopocie rozpadł się Sextet Komedy, rzucił wszystko i przeniósł się do Krakowa, gdzie najsilniej bił puls polskiego jazzu. Na festiwalu Jazz 58 w Warszawie zaprezentował pierwszy polski utwór jazzowy inspirowany folklorem „Bandoska in Blue".

Bolączką polskiego rynku muzycznego, niejedyną, był brak studyjnych płyt jazzowych. Ukazywały się składanki z festiwali i tzw. czwórki. W książce „Globtroter" Jacek Wróblewski, syn Jana „Ptaszyna", opowiada historię, jak jego ojciec wparował do studia Muzy z płytą zespołu Andrzeja Kurylewicza, nagraną i wydaną w małym nakładzie na Zachodzie.

Zrobił tym wrażenie na kierowniku studia i wymógł nagranie płyty długogrającej „Go Right" firmowanej przez kwintet Kurylewicza. Był to pierwszy album LP, który zapoczątkował serię Polish Jazz, choć jeszcze nie nosił tego słynnego logo.

Od tamtej pory „Ptaszyn" z powodzeniem inicjował, aranżował i komponował.

Poczucie humoru

Tytuły jego utworów odzwierciedlają jego sarkastyczny dowcip: „Mól koński pałaszował gnat", „Jan Szpargatoł Mahawiśnia" (od John McLaughlin „Mahavishnu"), „Tryb życia hulaszczy wśród skurczy nadnerczy", „Blues z drobiu" czy „Strzeż się szczeżui". Mają aspekt ekonomiczny: „Milion złotych", „Kontroler wysiadł", wręcz słowotwórczy, jak: „Niegdysiejszczyk", „Ventilissimus" i „Ptakówka".

Jego zapowiedzi koncertowe często odnoszą się do aktualnej sytuacji społecznej.

– Taki tłok to ja ostatni raz widziałem w kolejce po jajka w stanie wojennym – mówił w Toruniu w 2002 r. – Teraz możecie zejść do sklepiku, w którym działa piekarz, ale pewnego dnia tam będą kosmetyki. Bez przerwy coś się zmienia. Natomiast klub Od Nowa cały czas istnieje, już nie pamiętam od kiedy.

W programie „Muzyczny kram" krótko podsumował historię naszego jazzu: – Około roku 1955, kiedy jazz pojawił się jako zjawisko oficjalne, sytuacja wyglądała tak: muzycy jeszcze nie umieli grać, ale już byli wielkimi bohaterami. Natomiast dzisiaj muzycy potrafią grać wspaniale, ale takimi bohaterami to już bardzo często nie są. Przynajmniej w postrzeganiu mediów, które nie wiem dlaczego od dłuższego czasu uznają, że jazzu w Polsce już nikt nie słucha. Jeżdżę po dziesiątkach koncertów i wszędzie wydaje mi się, że jest zupełnie odwrotnie.

Od 60 lat Jan „Ptaszyn" Wróblewski jest ostoją i symbolem polskiego jazzu, wzorcem niczym metr w Sevres pod Paryżem. Jego nuty, a zagrał ich w swoim życiu miliony, wpadają prosto w serce słuchaczy, bo wynikają z jego nieskończonej miłości do jazzu, którą skutecznie potrafi zarazić innych.

Przekonał do jazzu więcej polskich słuchaczy niż Miles Davis i John Coltrane razem wzięci. Zawsze w charakterystycznej bejsbolówce na głowie.

Od 46 lat nieprzerwanie prowadzi w Trójce audycję „Trzy kwadranse jazzu", opowiadając o jazzie pasjonujące historie i edukując słuchaczy, a także muzyków.

Pozostało 94% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”