Michał Urbaniak: Słuchajmy Tomka Stańki

- Słowo „jazz”? Ludzie się boją dlatego, że dużo błędów, szczególnie w Europie, w Polsce bardzo, promotorzy zrobili, zapraszając bardzo trudne albo wręcz nie jazzowe zespoły, które eksperymentują, i to zdradziło ludzi - mówił w #RZECZoPOLITYCE MIchał Urbaniak, wybitny jazzman i kompozytor.

Publikacja: 03.08.2018 09:26

Michał Urbaniak: Słuchajmy Tomka Stańki

Foto: tv.rp.pl

Jacek Nizinkiewicz: Jacek Nizinkiewicz, #RzeczOPolityce, moim i państwa gościem jest pan Michał Urbaniak, jazzman, kompozytor, ikona światowego jazzu, dzień dobry.

Michał Urbaniak: Dzień dobry.

Ikona światowego jazzu… inna ikona odeszła, Tomasz Stańko, człowiek o którym dzięki panu usłyszał Krzysztof Komeda.

Dobrze powiedzieć, że to jest szok. Ja byłem z Tomkiem w kontakcie przez wiele miesięcy, tygodni. Bardzo oryginalnie podchodził do problemów zdrowotnych swoich. Właściwie był odważny. Nawet na wesoło. Powiedziałbym, że bardzo ekscentrycznie ale jak się to zdarzyło… to szok dla nas. Pomimo tego, że wszyscy się niby spodziewali…

 

Ale grał, występował jeszcze.

Tak, na ostatnim występie, na tym koncercie z ZAiKS-em, nie jeszcze wiedziałem co to było. W stulecie ZAiKS-u graliśmy. Zrobił wstęp, i potem myśmy grali w trójkę: Zbyszek Namysłowski, Tomek i ja w środku. Jak zobaczyłem, że on tylko wstęp zrobił i… nic więcej, tak? Podszedłem, „ah trochę boli, zmęczony jestem, pograjcie sobie”. Ze Zbyszkiem dziwnie się spojrzeliśmy, no ale potem się dowiedziałem, że już były właśnie dolegliwości.

Na tym koncercie widziałem, jak graliście utwór Komedy. Pan, Leszek Możdżer, Wojciech Karolak, Zbigniew Namysłowski, właśnie Tomasz Stańko. Nie można było wtedy odczuć, że coś jest nie tak na scenie, bo to był wspaniały występ. Niedosyt był gigantyczny, że to tylko tyle.

Tak, tak też czuliśmy. Ale też przede wszystkim niedosyt Tomka, który skrócił… zrobił wstęp i tam specjalnie za dużo nie grał.

Ma pan poczucie, że Stańko został doceniony za życia? Dzisiaj mam takie wrażenie, że jakby wszyscy znali, słuchali Tomasza Stańko.

Nie, nie sądzę. Oczywiście wśród fanów, wśród organizatorów, wśród muzyków na pewno. Ale w końcu, to dotyczy nas wszystkich. Środowisko jazzowe, który się bardzo trzyma siebie i właściwie żyje z siebie że tak powiem…

Solitarne dosyć.

Dosyć. To znaczy, my tego nie chcemy, ale tak to wychodzi. Jak komuś się uda wyjść poza ten rynek tzw. jazzowy, to wszyscy korzystamy z tego. Oczywiście ktoś zrobi więcej szumu, na świecie czy gdzieś. Niestety w Polsce to chyba bardziej trzeba zrobić szum na świecie niż w Polsce, to wtedy się trochę można docenić. Młodzież… nie pytajmy się co zrobić żeby płytę nagrać w Polsce. Wyjedź do Nowego Jorku i przyjedź za pół roku z jakimś znakiem, że grałeś z kimś. No niestety, tak to wygląda, że niby mamy „Polish Jazz”, kiedyś naprawdę był „Polish Jazz”…

Tak, były płyty winylowe, kolekcja niesamowita…

Już teraz też zaczyna się wznowienie ale żeby mieć uznanie jako młody człowiek… Ja akurat jestem świadkiem bo mam do czynienia z wieloma talentami naprawdę wspaniałymi. To jest ciężkie zmaganie.

A nie jest tak, że polski rynek jazzowy jest chłonny właśnie nowych talentów, i to się też przejawia na koncertach, zainteresowanie publiczności?

Jest, oczywiście, ale to w dalszym ciągu jest ścisłe grono promotorów. Są wyjątki oczywiście, jest część młodzieży, która doszła przez rap, przez hip hop do jazzu i ci mają naprawdę swoją nową publiczność, nową generację.

Pan od zawsze promował młodych muzyków, również na ostatniej pańskiej płycie „Beats & Pieces” promuje pan młodych muzyków, i są tam przeróżne osobowości. Jak na tą płytę zareagował rynek? Bo jeżeli chodzi o wydarzenie, to to było wydarzenie, przynajmniej w świecie medialnym. W świecie tego, może też, fanów muzyki jazzowej, ale pytanie jak to wyszło poza ten świat?

Powiem bardzo ciekawą rzecz, w związku ze streamingami, które właśnie są najważniejszym sposobem i promowania, i też pierwszym sposobem dotarcia do publiczności cyfrowej. Na tej płycie mojego nazwiska nie było. W związku z tym, jeżeli w wyszukiwarce się pisało „Michał Urbaniak”, to płyty nie było.

Był „Urbanator Days”.

I teraz tak: kto to wiedział? Dopiero korekta weszła nie dawno i natychmiast wszystko się zmieniło. Czyli trzeba uważać, to uwaga dla młodych muzyków jak robią projekt.

No ale było „Michal Urbaniak presents”.

No tak ale zależy od rejestracji.

A media jak przyjęły tą płytę, było zainteresowanie?

Bardzo duże, bo było wiadomo że niektórzy artyści, dojrzali artyści którzy grają tutaj, zaczynali jako… na przykład pianista zaczynał jako raper w ogóle, poszedł potem do szkoły, i to było 10 lat temu. Ja jestem szczęśliwy z tego wszystkiego. Trochę się uparłem na ten tytuł ale chce podkreślić wiarę i siłę tej akcji „Urbanator Days” bo to nie jest workshop, to nie jest szkolenie. Nawet nazywam to antyszkoleniem. Szybko powiem. To polega na tym, że młody człowiek przychodzi do muzyków, którzy aktualnie grają na światowych rynkach, Nowy Jork, Londyn, Paryż, i to nie są ludzie którzy kiedyś grali i uczą tego co kiedyś, tylko naprawdę przekazują wiadomości z wczoraj, czy z przedwczoraj. A oprócz tego pozwalamy i zachęcamy do grania z nami. Ja pamiętam jak ja zaczynałem, jak przyjechał ktoś ze Stanów i mogłem zagrać na jamie i okazało się, że gram i mam jakieś uznanie, to dostawałem skrzydeł i zachciało się grać. Tak samo tutaj się dzieje.

A do pana mogą przyjść ludzie tak z ulicy, zaprezentować swoje umiejętności, spróbować z panem pograć, „pojamować”, powiedzieć „Michał, Michael, chciałbym z panem zagrać”?

Absolutnie tak.

„Posłuchaj mnie, sprawdź mnie”.

Absolutnie tak. Na swoich Facebookach, „socjalach” mam też zachęty, mp3 dostaję. Bardzo mi leży na sercu przyszłość rytmicznej muzyki.

Pytanie jak promować jazz, gdzie można było pana płytę usłyszeć w Polsce, czy są stacje radiowe, które grają dzisiaj jazz, audycje?

Raz w tygodniu. W „Trójce” dwa razy w tygodniu. To właściwie prawie wszystko. Są internetowe stacje no i oczywiście też streamingi.

Kiedyś były jazzowe stacje radiowe, były też radia jazzowe.

W Stanach są w dalszym ciągu stacje jazzowe.

A dlaczego w Polsce tego nie ma?

To już nie jest chyba pytanie do mnie.

Może jazz już się tak nie sprzedaje, pańska płyta tak sprzedawała się?

Powiem tak: nazewnictwo też jest trudne. Słowo „jazz”? Ludzie się boją dlatego, że dużo błędów, szczególnie w Europie, w Polsce bardzo, promotorzy zrobili, zapraszając bardzo trudne albo wręcz nie jazzowe zespoły, które eksperymentują, i to zdradziło ludzi. Prawdziwy jazz nie jest trudny. Mam dwa piękne przykłady. Jeden na cmentarzu, pani sprzedająca kwiaty rzuca kwiaty i mówi: „panie Michale, nie wiem co to jest jazz, nie słucham jazzu, kocham pana muzykę, wysłuchałam pana wszystkie kawałki”. Tak dokładnie tekst pamiętam. To samo było na Chmielnej, to samo było kiedyś w Stanach, w Chicago… Także jest coś, po prostu prawdziwy jazz, który ma rytm, i tak powinno być. Ludzie rozumieją. Niestety zbyt dużo jest eksperymentów, które wyglądają, brzmią jak jazz, a nie są jazzem. Ja nie mogę dyskutować o teorii muzyki, ani z promotorami, ani z nikim.

Ma pan swój festiwal jazzowy „Urbanator Days”… Byłem zaskoczony, że pan swoim nazwiskiem ma jakieś problemy w ogóle z organizacją takiej imprezy.

Od jakiegoś czasu, trochę jest organizacyjnych kłopotów, ale kontynuujemy dalej, nie było przerwy. Dwunasty rok jest rok po roku. Bywało więcej odsłon. Na przykład jedna z ciekawszych odsłon było 4 lata temu chyba, gdzie pod Radomskiem, w Gomunicach jest wiejski klub jazzowy. Cudowne. I naprawdę tam był big band, tam dostaliśmy za każdym razem w każdym mieście, mamy nagrody, mamy fundusze przeznaczone na nagrody dla młodych muzyków. I tam dwóch muzyków dostało nagrodę w Gomunicach. Ten najmłodszy uczestnik miał 9 lat. Dostał skrzypce. I takie bardzo różne rzeczy, bardzo wzruszające i bardzo ciekawe. Dużo właściwych pytań i chyba dajemy w krótkim czasie w pigułce strasznie dużo rozwiązań i zachęty. Mało teorii. Nie trzeba znać nut, to jest też ważne bardzo.

Kiedy „Urbanator Days”? Najbliższa edycja?

W Łodzi, 25-go i 26-go września. W Warszawie 27-go i 28-go. Pierwszego dnia w domach kultury są warsztaty a drugiego dnia w Łodzi, w klubie „Wytwórnia Koncert” 26-go. A w Warszawie w parku Sowińskiego 28-go.

Pierwszego września ma być też jakaś impreza.

Pierwszego września będzie inna impreza. Inicjatywa urzędu miasta Woli: przed 1. września będą warsztaty z uczniami szkół licealnych, dużo młodych z Woli. Pierwszego będzie koncert, gdzie będę prezentował jedno z odkryć też, zespól który nazywa się „Radio Static”, młodego wspaniałego polskiego pianisty, Michał Wróblewski, który jak kamikaze rok temu wyjechał do Stanów i nagrał płytę z Terence Blanchard między innymi na trąbce, i podobny styl R’n’B jak Urbanator.

Pan wydal też jedną z swoich płyt na winylu. Co z wznowieniami? Płyta „Miles of Blue” ostatnio wyszła na winylu, a co z innymi wznowieniami? Katalog pan ma bogaty.

Dosyć bogaty. Pięć, sześć winyli i dwadzieścia parę pozycji katalogowych. Teraz będąc na jury konkursu Seiferta w Krakowie, wielu uczestników się dowiedziało właściwie o mnie i mojej działalności czysto jazzowej, to znaczy tzw. jazz straight ahead, czyli nie fusion, bez elektroniki. I tam właśnie strasznie spodobały się moje płyty z serii „Jazz Legends”. To też jest na winylu.

A jak na pana zareagowała inna legenda, z którą się pan ostatnio spotkał, Quincy Jones, w okazji jego 85. urodzin? Wielki człowiek, współodpowiedzialny za sukcesy od Milesa Daviesa po Michaela Jacksona.

Zaczynał jako trębacz u Lionela Hamptona, a potem, kiedykolwiek przejeżdżał do Nowego Jorku, zawsze dzwonił do kontraktora, czyli do człowieka, który organizuje całą orkiestrę do nagrań, to zawsze mówił do kontraktora Harry Lookofsky: „make sure that Michael Urbaniak is there”. Chodziło o to, że przyjechał Harry Lookofsky, z którym się zaprzyjaźniłem, bo po prostu rytmicznie ciągnęliśmy za tą samą smycz… Zakolegowaliśmy się jakoś, i na odległość, i na bliskość, on w Kalifornii ja w Nowym Jorku ale za każdym razem się pytał o mnie, za każdym razem specjalnie nawet – jak przyszedł do nagrania – to się przywitał ze mną. Znał moje nagrania oczywiście, ja wszystkie płyty jego. I muszę powiedzieć, że byłem właśnie w Budapeszcie, na 85. urodzinach Quincego, i tak z całym wzruszeniem, cały repertuar, koncert, płyta po płycie, wszystkie znałem i na końcu bardzo wzruszające, krótkie spotkanie. Powiedziałem, że słowa nie mogły wyrazić tego co czujemy. I bardzo bardzo miło jeszcze chwilę porozmawialiśmy.

Wielki człowiek, wielka legenda, dla wielu wciąż jeden z najważniejszych producentów muzycznych, chociażby. A to również muzyk, jak powiedział pan, który zaczynał u Lionela Hamptona w orkiestrze.

Ja w ogóle uważam, że w Europie i w Polsce rola producenta, w tym tradycyjnym znaczeniu nie jest tak uznana jak powinna być i jak tu kiedyś było i jak to jest na pewno w Stanach. Natomiast producentem może być każdy, kto w tej chwili wyprodukuje beat, i na to się też mówi „producent”. Ja oczywiście… ok, ja nie mam nic przeciwko temu ale to jest zupełnie inna rola niż zaplanować całą płytę, organizować orkiestrę, aranżować… to jest produkcja.

Nad czym pan dzisiaj pracuje?

Właściwie, to ponieważ ja reaguję na wszystko co jest na około, a ostatnio jestem trochę w Polsce to będzie coś nawiązywało do aktualnej sytuacji w Polsce może.

Muzycznie? Tekstowo?

Może nie dokładnie tekstowo, bo ja piosenek nie piszę…

Ale są raperzy, są wokaliści…

Właśnie, nawiązuję: kiedyś, w 1989 roku, nagrałem płytę „Songs for Poland”. Nagrałem ją w Nowym Jorku i oglądając telewizję, ta płyta z dnia na dzień się zmieniała… wiadomości itd. Miałem otwarty telewizor i komponowałem, programowałem. Teraz jest coś właśnie podobnego. I wtedy z mojej płyty pojawił się sample, głos Lecha Wałęsy i Papieża. I teraz też będzie.

Teraz też będzie głos Lecha Wałęsy i Papieża?

Tak jest. „We the People”, „Red bus”, czerwony autobus, sample z przebojów socjalizmu, nawiązywanie do mojej młodości.

Jarosława Kaczyńskiego nie chce pan samplować?

Nie wiem czy mi się uda, jest bardzo chroniony.

Czyli kiedy nowa płyta Michała Urbaniaka, dopiero prace ruszają, tak?

Jeszcze trochę, ale może już single i takie parę utworów nie długo.

A będzie pan grał z polskimi muzykami, z polskimi raperami tym razem?

Lubię mieszać, dlatego że kiedyś to bym powiedział, że tylko z amerykańskimi, bo tam jestem po prostu zaprzyjaźniony i strasznie kocham to. Ale pojawiło się tyle inteligentnych i rytmicznie dobrych raperów od czasu kiedy O.S.T.R zaczął, to naprawdę warto to wspierać, warto słuchać. Przekaz. To nie jest już dowcip, że ktoś wejdzie na scenę i powie „yo, jestem raperem” tylko rzeczywiście w punkt. Bardzo się cieszę, że taki rozwój tej muzyki jest. Tak samo jak ilu jest teraz skrzypków, pianistów, wszyscy porządni rytmicznie i to nie jest szaleństwo jak kiedyś, tylko jest ciężka praca i prawdziwa.

Słuchajmy i doceniajmy jazzmanów, jazzu, wtedy kiedy są a nie tylko kiedy ich brakuje. Bardzo panu dziękuję za rozmowę.

Słuchajmy Tomka Stańki, dlatego, że zostawił dużo dużo pięknej muzyki.

Jacek Nizinkiewicz: Jacek Nizinkiewicz, #RzeczOPolityce, moim i państwa gościem jest pan Michał Urbaniak, jazzman, kompozytor, ikona światowego jazzu, dzień dobry.

Michał Urbaniak: Dzień dobry.

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Festiwal Eufonie to sieć muzycznych powiązań
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Kultura
Co artyści powiedzą o władzy
Kultura
Dyrektor państwowego instytutu złożyła rezygnację. Teraz ją wycofuje i oskarża ministerstwo
Kultura
Marina Abramović w Zurychu
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Kultura
Pierwszy weekend MSN: 50 tysięcy zwiedzających
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni