Nie jestem pogromcą Pogorelicia

Dang Thai Son uchodzi za najskromniejszego pianistę na świecie. A przecież występuje w najbardziej renomowanych salach, zbiera świetne recenzje, a przede wszystkim zwyciężył w Konkursie Chopinowskim w 1980 r., którego wielkim przegranym był jego kolega z moskiewskiego akademika, ekscentryczny Ivo Pogorelić

Publikacja: 07.03.2010 00:01

Dang Thai Son

Dang Thai Son

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Jak wspomina pan po 30 latach atmosferę tamtego konkursu?[/b]

Tego, że dojdę do finału, w ogóle nie brałem pod uwagę. Jestem urodzonym sceptykiem i byłem przekonany, że odpadnę już po pierwszym etapie. Zwycięstwo mnie zaskoczyło i oszołomiło. Miałem chyba najskromniejszy życiorys artystyczny spośród uczestników: podałem po prostu miejsce i datę urodzin, narodowość oraz fakt odbycia studiów w konserwatorium moskiewskim. Oprócz tego żadnego doświadczenia estradowego, żadnych koncertów z orkiestrą. Nie brałem też udziału – jak inni – w konkursach.

[b]Ktoś chyba uwierzył w pański talent, skoro został pan zakwalifikowany do warszawskiej rywalizacji.[/b]

Myślę, że uznano mnie za swego rodzaju egzotyczną ciekawostkę, bo byłem pierwszym w historii Wietnamczykiem, który przystąpił do Konkursu Chopinowskiego. W Warszawie miałem też pierwsze występy przed publicznością. To było stresujące, ale i fascynujące doświadczenie.

[b]Skąd się wzięło pana zamiłowanie do muzyki i Chopina?[/b]

Dziś myślę, że muzyka Chopina była wpisana w mój horoskop. Fascynacja nią zaczęła się już w dzieciństwie. Moja mama pianistka pobierała lekcje w szkole muzycznej w Hanoi u polskiego profesora Kajetana Mochtaka i z wielką miłością grała w domu mazurki Chopina. Została nawet zaproszona do Warszawy, pamiętam, jak wróciła w wielkiej euforii i przywiozła sporo płyt. Niestety, nie mogliśmy ich słuchać, bo w wiosce, gdzie mieszkaliśmy, nie było prądu. Sytuacja zmieniła się, kiedy przenieśliśmy się do Hanoi. Tam po raz pierwszy usłyszałem koncert fortepianowy w wykonaniu Marthy Argerich. Kiedy rodzice decydowali o mojej przyszłości, wiadomo było, że poślą mnie do konserwatorium moskiewskiego, gdzie trafiłem do klasy znakomitego pedagoga Władimira Natansona.

[b]Krytycy zgodnie przyznają, że pana zwycięstwo uchroniło X edycję konkursu od skandalu wywołanego wyeliminowaniem faworyta, jakim dla wielu był Ivo Pogorelić. Publiczność też obdarzyła pana sympatią.[/b]

Wobec niektórych wyróżnień czułem się wręcz bezradny. Nie bardzo wiedziałem, jak się zachować, kiedy wręczano mi na scenie gigantycznych rozmiarów kryształowy puchar. Nie byłem w stanie go podnieść, był wyższy ode mnie. Wspiąłem się więc na palce i chwyciłem za pokrywkę, czym wywołałem aplauz widzów.

[b]Był pan całkowitym przeciwieństwem Pogorelicia, on cały czas wierzył w zwycięstwo…[/b]

I miał powody. Wcześniej wygrał dwa ważne konkursy na świecie i z pewnością planował występ w finale z orkiestrą. Dla mnie ważna była sama możliwość uczestniczenia. I jak się potem okazało, od początku zachowywałem się inaczej niż reszta. Z nikim się nie kontaktowałem, nie słuchałem innych pianistów, by nie pogłębiać stresu. Nawet nie wiedziałem, kto przeszedł do następnej rundy. Kiedy otrzymałem nagrodę, bardziej niż radość czułem przerażenie. Wszystko spadło na mnie zbyt nagłe. Wiedziałem, że w pewnym sensie nie jestem na to zwycięstwo przygotowany.

[b]Ten konkurs wielu artystom otwierał drogę do światowej kariery. W pana przypadku nie przyszła ona szybko, ponoć przyczyniła się do tego polityka…[/b]

Po zwycięstwie musiałem wrócić do Moskwy, a wtedy w roku 1980 o pieriestrojce nikt nawet nie marzył. Wiele intratnych dla mnie zaproszeń utonęło w gąszczu biurokracji. Chcąc wyjechać na koncert, potrzebowałem wizy. Mogłem zaś ją uzyskać w następujący sposób: Ambasada Wietnamu w Moskwie pisała stosowny wniosek do ministerstwa kultury w Wietnamie. Zanim otrzymałem odpowiedź pozytywną, minęło sporo czasu, potem czekałem na wyrobienie wizy i w ten sposób otrzymywałem ją po terminie koncertu. Napięte stosunki między Wietnamem a USA uniemożliwiły mi występy w Stanach. Takie to były czasy i takie realia.

[b]Ivo Pogorelić miał chyba dużo łatwiej. Spotykaliście się podczas studiów w Moskwie?[/b]

Tak, co więcej studiowaliśmy na tym samym roku, mieszkaliśmy w tym samym akademiku i na tym samym piętrze.

[b]Zawsze był ekscentrykiem?[/b]

Kruchy i bardzo delikatny Ivo miał tak naprawdę dwa oblicza. Dla bliskich był cudowny, przyjacielski, bardzo ciepły i emocjonalny. Dla pozostałych zakładał maskę. Wtedy stawał się ekstrawagancki, czasem wręcz cyniczny. Dla mnie był jedną z wielu ofiar systemu komunistycznego w Rosji. Systemu, z którym zetknął się już w wieku siedmiu lat, gdy rodzice wysłali go jako cudowne dziecko na naukę do Moskwy. A dla siedmiolatka musiało to być wejście w zupełnie inny świat. Szybko przekonał się, ile strachu, ile kłamstwa i ile pogardy jest w tym systemie i jedynym ratunkiem stało się nakładanie masek. Pogorelić to wielki artysta i bardzo złożona osobowość. Łatwo usłyszeć to w jego muzyce. Można się schować za maską i ukryć przed lustrem, ale w sztuce nie można kłamać, jeśli się jest prawdziwym artystą.

[b]Czy przegrana Pogorelicia pomogła, czy raczej zaszkodziła pańskiej karierze?[/b]

Nie mogę powiedzieć, że go pokonałem, bo z roku na rok jego sława rosła i dziś jest jednym z najpopularniejszych artystów na świecie.

[b]W dbaniu o popularność jest pan jego całkowitym zaprzeczeniem, ma pan niekwestionowaną pozycję na świecie, a jednak zupełnie nie dba pan o rozgłos i reklamę.[/b]

To prawdopodobnie wynika z mojego wychowania, Mój ojciec powtarzał mi zawsze, że powołaniem artysty jest służenie sztuce, że moja gra powinna wynikać z miłości do muzyki. Każdy koncert powinien być wyrazem miłości i szacunku do kompozytora.

[b]Dużo pan koncertuje?[/b]

Kiedy byłem młody, grałem bardzo dużo. Teraz jestem bardziej wybredny. Jeśli podoba mi się projekt, to go akceptuję. W każdy występ wkładam wiele emocji. Zawsze zresztą powtarzam sobie, że to będzie już mój ostatni koncert, więc powinienem zagrać najlepiej jak potrafię. Potem jest następny i następny, bo uważam, że mógłbym zagrać jeszcze lepiej niż poprzednio. Ciągle jestem więc dość niekonsekwentny, jak zresztą w wielu innych sprawach. Mieszkam w Kanadzie, choć naprawdę dobrze czuję się w Europie.

[b]Nie myśli pan o przeprowadzce?[/b]

Sam nie wiem. Mam już miejsce w Paryżu, do którego zawsze mogę przyjechać podczas koncertów w Europie, spotkać się z przyjaciółmi, spędzić czas bardziej swobodnie. Kanada za to daje mi przestrzeń, warunki do pracy, ciszę, oraz paszport, który pozwala mi czuć się obywatelem świata. A Wietnamczykowi żyjącemu przez wiele lat w Rosji długo wydawało się to marzeniem ściętej głowy.

[b]Jak wspomina pan po 30 latach atmosferę tamtego konkursu?[/b]

Tego, że dojdę do finału, w ogóle nie brałem pod uwagę. Jestem urodzonym sceptykiem i byłem przekonany, że odpadnę już po pierwszym etapie. Zwycięstwo mnie zaskoczyło i oszołomiło. Miałem chyba najskromniejszy życiorys artystyczny spośród uczestników: podałem po prostu miejsce i datę urodzin, narodowość oraz fakt odbycia studiów w konserwatorium moskiewskim. Oprócz tego żadnego doświadczenia estradowego, żadnych koncertów z orkiestrą. Nie brałem też udziału – jak inni – w konkursach.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Muzeum Historii Polski na 11 listopada: Wystawa „1025. Narodziny królestwa”