Tegoroczna edycja – na nowo zmiksowana – jest promowana premierowym teledyskiem „Something”. Rarytasem poza nieznanymi wersjami hitów i rozmowami muzyków jest „Goodbye” McCartneya, którego nie wydał z zespołem, tylko podarował Mary Hopkin i „Come and Get It” Paula znane dotąd jako wielki przebój Badfinger.
Sukces po klęsce
Co prawda to „Let It Be” ukazało się jako ostatnie w kwietniu 1970 r., ale zostało zmontowane z nagrań sesji „Get Back” ze stycznia 1969 r., przerwanej po kłótniach. Choćby wyjściem ze studia George’a Harrisona, gdy nie chciał być muzykiem wykonującym wskazówki McCartneya. John Lennon nie zaoponował przeciwko temu, tylko stwierdził, że następcą Harrisona może być Eric Clapton. O tym, jak było dokładnie, dowiemy się wkrótce z dokumentu Petera Jacksona („Władca pierścieni”), który otrzymał dostęp do archiwum.
The Beatles zebrali się w studiach Abbey Road ponownie w lutym 1969 r. i jak wspominają świadkowie sesji, zachowali się tak, by „ostatnia randka z ukochaną niegdyś dziewczyną wypadła wspaniale”. Choć i tym razem wystąpiły różnice.
Lennon i Harrison od czasu „Sgt Pepper’s Lonely Hearts Club” opowiadali się za powrotem do prostych piosenek, Paul McCartney zaś i George Martin, producent The Beatles, optowali za powiązaniem ich w muzyczną i tematyczną całość z kunsztownymi aranżacjami. Warto podkreślić eksplozję talentu George’a Harrisona, którego frustrowała umowa regulująca działalność kompozytorską muzyków z korzyścią dla Johna i Paula. Harrison przebijał się na płyty zazwyczaj z jedną piosenką. Również dlatego wśród ulubionych jego albumów był „Revolver” (1966), gdzie pokazał pazur w kompozycjach „Taxman”, „Love You Too” i „I Want to Tell You”. Ale gdy chciał sportretować napięte relacje w zespole piosenką „Not Guilty”, Lennon stwierdził, że wykazał się nazbyt daleko idącą otwartością w praniu brudów. Czekała na premierę do 1979 r.!
Zwycięstwo Harrisona
Tymczasem z myślą o „Abbey Road” Harrison zaproponował dwie kompozycje, które stawiały na baczność nawet takich gigantów, jak Frank Sinatra. To ballada „Something” i „Here Comes the Sun”. Trudno uwierzyć, ale taka perła jak „Something” jako odrzut z sesji do „Białego albumu” została podarowana Joe Cockerowi, który w wywiadzie dla „Rz” wspominał, że piosenki nie docenił i wydał ją dopiero po premierze „Abbey Road”.