Chodzi o aferę z udziałem Katarzyny G., która do stycznia tego roku w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym zajmowała się finansami i miała z firmy wynieść fortunę dla męża hazardzisty. Wstępne wyliczenia mówiły o ok. 5 mln zł, ale ostatecznie ustalono, że kwota ma sięgać ponad 9,2 mln zł. CBA uparcie twierdziło, że żadnych środków nie utraciło – tajemnica polegała na tym, że – jak pisaliśmy – Prokuratura Regionalna w Warszawie „odnalazła" pieniądze na kontach firmy bukmacherskiej.
– Akt oskarżenia dotyczy dwojga osób, którym zarzucono popełnienie przestępstw polegających na przywłaszczeniu mienia znacznej wartości oraz tzw. praniu pieniędzy pochodzących z przestępstwa – potwierdza „Rzeczpospolitej" prok. Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Warszawie.
Jak zaznacza, wraz z aktem oskarżenia przekazano do sądu dokonane na mieniu oskarżonych zabezpieczenie majątkowe w kwocie ponad 9,6 mln zł, z czego znakomitą większość stanowią odzyskane przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie środki pieniężne. Według naszej wiedzy 600 tys. zł z tej kwoty zajęto na majątku małżeństwa G.
O aferze z kasjerką CBA opinia publiczna dowiedziała się 17 stycznia, gdy Onet ujawnił, że kobieta sukcesywnie wyprowadzała gotówkę z Biura. Ona i jej mąż trafili do aresztu – są w nim do dziś. Bezrobotny mąż kasjerki z CBA wynoszone przez nią pieniądze miał wydawać na hazard. Śledczy zajęli jego indywidualne konto u bukmachera, u którego obstawiał zakłady. Ten odwołał się do sądu.
Obrona Katarzyny G. chce, by została przebadana przez biegłego w zakresie uzależnień od hazardu. To jej linia obrony: pieniądze miała wynosić pod silną presją męża. Mogła więc być jego ofiarą – osobą współuzależnioną. Według naszych informacji kobieta częściowo przyznała się do winy. Jej obrońca zapewnił nas w czwartek, że chcą jawnego procesu, by pokazać całość sprawy.