Krakowski sąd do prywatnego procesu zamówił najdroższą w historii opinię biegłych lekarzy – odpowiedzi na zaledwie osiem pytań uzupełniających kosztowały aż 370 tys. zł.
Prokuratura bada, czy lekarze ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach wyłudzili pieniądze, zawyżając koszty opinii uzupełniającej dotyczącej okoliczności śmierci ojca ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Śledztwo prowadzi od dwóch miesięcy małopolski wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej. Prowadzący postępowanie prok. Tomasz Dudek przyznaje, że wszczęto je z własnej inicjatywy. Według informacji „Rzeczpospolitej" wątpliwości śledczych dotyczą części biegłych (około połowy składu) zespołu opiniującego. Prokuratura odmawia szczegółów. Opinia jest gotowa, ale jej treść jest niejawna.
Prywatny proces przeciwko czterem lekarzom z Kliniki Kardiologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, którzy leczyli Jerzego Ziobrę, ojca ministra, ruszył w 2013 r. przed krakowskim Sądem Rejonowym. Wcześniej prokuratura dwukrotnie umarzała śledztwo dotyczące nieprawidłowości w leczeniu pacjenta, posiłkując się m.in. opinią biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej śląskiej uczelni, którzy wykluczyli winę lekarzy. Rodzina Ziobrów zamówiła ekspertyzę za granicą i na jej podstawie oskarżyła lekarzy.
Rok temu krakowski sąd, przed którym toczy się prywatny proces karny z inicjatywy rodziny Ziobrów, uznał, że opinia lekarzy ze Śląska jest niespójna i niepełna (kosztowała ok. 200 tys. zł), i poprosił o jej uzupełnienie. Koszt usług zszokował oskarżycieli – biegli dodatkową pracę wycenili na milion złotych. Sąd, by obniżyć wydatek, odrzucił pytania oskarżycieli. Zadał biegłym tylko swoich osiem. Odpowiedzi na nie to koszt 370 tys. zł.
We wtorek do gabinetów lekarskich, uczelni i prywatnych domów biegłych weszli policjanci i zabezpieczyli dokumenty, zgrali też treść e-maili i pism z komputerów. Oburzyło to prof. Mariana Zembalę (posła PO, byłego ministra zdrowia, kardiochirurga), który złożył w Sejmie wniosek o zwołanie Konwentu Seniorów, by wytłumaczono się z tego najścia. Z „Rzeczpospolitą" prof. Zembala nie chciał rozmawiać.