Jest ksiądz biskup przewodniczącym Komisji Nauki Wiary w polskim Episkopacie. Jak z tej perspektywy ocenia stan wiary Polaków, co jest jej największym pozytywem, a jakie wypaczenia dziś szczególnie zagrażają, na co powinniśmy uważać?
Największym zagrożeniem na dziś jest postawa, którą nazwałbym „praktykowaniem niewiary". Chodzimy do kościoła, jesteśmy religijni i pobożni, ale to nas satysfakcjonuje i nie dbamy już o więź z Bogiem. Jesteśmy katolikami wielokroć bez większego zatroskania o stan łaski uświęcającej. Wielu z nas jest bez większej świadomości, że od momentu chrztu mamy w sobie życie Boże i bardzo często słabo albo w ogóle nie dbamy o nie. Życie nadprzyrodzone w nas, jest wskutek tego coraz bardziej zagrożone.
To prawda, Instytut statystyki Kościoła nie jest w stanie zbadać stopnia wewnętrznego zagrożenia wiary, natomiast frekwencję niedzielną potrafi. A jeśli ona nie spada, a ostatnio nawet wzrosła, to nas cieszy.
Tymczasem największą bolączką i największym zagrożeniem dla Kościoła jest skoncentrowanie się na zewnętrznych formach wyrazu wiary, bez pielęgnowania jej żywotności od środka, bez zatroskania o rozwój życia wewnętrznego w sobie. W konsekwencji bagatelizujemy to, co jest największym darem. Za mało troszczymy się o nasz rzeczywisty związek z Bogiem. A potem dziwimy się, że choć tak wielu Polaków jest naprawdę religijnych, w społeczeństwie jest aż tak źle.
A to dlatego, że już nie ma Bożego ducha w sercach, gdzieś go zagubiliśmy. Jestem absolutnie przekonany, że w Polsce potrzebujemy nade wszystko odnowy duchowej i moralnej. Z akcentem na duchową, gdyż w tej dziedzinie istnieje poważny deficyt. Jeszcze tu i ówdzie staramy się być moralni, gdyż wszyscy widzą nasze zachowanie, natomiast w środku jest pustka. Jan Paweł II w adhortacji „Ecclesia in Europa" mówił o „cichej, milczącej apostazji", jakiej doświadcza świat Zachodu. A to niestety dziś dokonuje się także w naszym narodzie.