Czy konsumenci potrafią odróżnić produkty roślinne od mięsnych?

Problemem nie jest samo nazewnictwo. Konsument może być błędnie przekonany o takiej samej wartości odżywczej gwarantowanej przez zamienniki, jaką oferować mogą produkty mięsne – mówi dr Agnieszka Szymecka-Wesołowska, wspólniczka Centrum Prawa Żywnościowego i Produktowego.

Publikacja: 09.12.2023 12:42

Czy konsumenci potrafią odróżnić produkty roślinne od mięsnych?

Foto: Adobe Stock

Nowy projekt rozporządzenia zakłada zarezerwowanie określonych nazw wyłącznie dla produktów mięsnych. Oznacza to więc zakaz sprzedawania ich zamienników pod nazwami takimi, jak „wędlina roślinna” czy „bezmięsna szynka”. Co ta zmiana oznacza w praktyce dla producentów takich wyrobów?

Propozycja zmiany spotkała się już z żywym sprzeciwem i z pewnością spotka się z dalszym. Praktyczny jej wydźwięk będzie zaś, moim zdaniem, nie aż tak wielki. Jak wynika bowiem z praktyki naszej kancelarii, zamienniki produktów mięsnych stosunkowo rzadko używają nazw wskazanych w projekcie, a więc „szynki”, „wędliny”, „wędzonki” i „kiełbasy”. Zastanawiające jest, dlaczego akurat te nazwy zostały uwzględnione. Przykładowo, we Francji lub we Włoszech proponowano raczej ogólne zakazy używania nazw tradycyjnie zarezerwowanych dla produktów mięsnych. Daje to możliwość podciągania pod ten zakaz różnych produktów i chronienia w ten sposób monopolu branży mięsnej na korzystanie z takich nazw.

Wystarczy wspomnieć budzące tyle emocji „kotlety wegetariańskie” czy „wege burgery”.

Dokładnie. Nie zostały one objęte projektem nowelizacji, co zresztą uważam za plus, gdyż konsumenci są już przyzwyczajeni do tego, że burgery czy kotlety są nie tylko mięsne. Warto zwrócić uwagę, że autorzy projektu powołują się na fakt, iż określenia wymienione w projekcie były zdefiniowane w Polskich Normach, które do 2003 roku były obowiązkowe. Nie jest to więc nowość i jeśli projekt zostałby przyjęty, będzie w pewnym sensie oznaczać „powrót do przeszłości”.

Jak do takich krajowych regulacji, czy to w Polsce, czy w innych krajach, ma się prawo unijne?

Prawo Unii nie przewiduje konkretnych regulacji w tym temacie. Francuski sąd skierował w lipcu tego roku do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) pytanie o to, czy tego typu regulacje ograniczające nazewnictwo produktów bezmięsnych są zgodne z prawem unijnym. Gdy TSUE odpowie, a zrobi to z pewnością jasno i wyraźnie, będzie to stanowić wyraźny drogowskaz dla państw członkowskich w kwestii ewentualnych zmian ich krajowego  prawa. Do tego czasu, w ocenie takich nazw producenci powinni kierować się ogólnym zakazem wprowadzania w błąd.

Czy takie nazwy na produktach bezmięsnych mogą wprowadzać klienta w błąd?

To zależy, od tego jak produkt jest prezentowany w obrocie. Jeśli etykieta produktu jest tak skonstruowana, że imituje produkt mięsny – jest to z pewnością wprowadzające w błąd i niedopuszczalne. Jeśli jednak producent wyraźnie podkreśla na etykiecie, że produkt jest roślinny i jego „bezmięsność” jasno wynika np. z grafiki czy kolorystyki etykiety, to niezależnie od tego czy użyte zostało słowo „wędzonka” lub „kiełbasa”, takiego zagrożenia nie ma. Wszystko należy oceniać indywidualnie, biorąc pod uwagę całokształt oznakowania oraz sposób prezentacji produktu. Problem z dezorientacją konsumentów wystąpić mógł dawniej, gdy takie produkty wchodziły dopiero do społecznej świadomości.

Aktualnie – jak wynika z wielu badań konsumenckich – przeciętny Kowalski dobrze się orientuje i potrafi rozróżniać produkty roślinne od mięsnych. Na ciekawą kwestię zwrócił też uwagę włoski prawodawca. Podkreślił, że obecnie wprowadzenie klienta w błąd nie polega już na tym, że konsument uzna „wegańską mortadelę” za produkt na bazie mięsa.  Problem polega raczej na tym, że może być on błędnie przekonany o takiej samej wartości odżywczej gwarantowanej przez zamienniki, jaką oferować mogą produkty mięsne. I na tym powinni skupić się zarówno przedsiębiorcy, jak i prawodawca.

Czytaj więcej

Co może być miodem lub szynką? Wiceminister Kowalski zainicjował rewolucyjne zmiany

Nowy projekt rozporządzenia zakłada zarezerwowanie określonych nazw wyłącznie dla produktów mięsnych. Oznacza to więc zakaz sprzedawania ich zamienników pod nazwami takimi, jak „wędlina roślinna” czy „bezmięsna szynka”. Co ta zmiana oznacza w praktyce dla producentów takich wyrobów?

Propozycja zmiany spotkała się już z żywym sprzeciwem i z pewnością spotka się z dalszym. Praktyczny jej wydźwięk będzie zaś, moim zdaniem, nie aż tak wielki. Jak wynika bowiem z praktyki naszej kancelarii, zamienniki produktów mięsnych stosunkowo rzadko używają nazw wskazanych w projekcie, a więc „szynki”, „wędliny”, „wędzonki” i „kiełbasy”. Zastanawiające jest, dlaczego akurat te nazwy zostały uwzględnione. Przykładowo, we Francji lub we Włoszech proponowano raczej ogólne zakazy używania nazw tradycyjnie zarezerwowanych dla produktów mięsnych. Daje to możliwość podciągania pod ten zakaz różnych produktów i chronienia w ten sposób monopolu branży mięsnej na korzystanie z takich nazw.

Podatki
Skarbówka zażądała 240 tys. zł podatku od odwołanej darowizny. Jest wyrok NSA
Prawo w Polsce
Jest apel do premiera Tuska o usunięcie "pomnika rządów populistycznej władzy"
Edukacja i wychowanie
Ferie zimowe 2025 później niż zazwyczaj. Oto terminy dla wszystkich województw
Praca, Emerytury i renty
Ile trzeba zarabiać, żeby na konto trafiło 5000 zł
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Prawo karne
Rząd zmniejsza liczbę więźniów. Będzie 20 tys. wakatów w celach