- Mamy już „półtoratysięczniki”. Można chyba je tak nazwać, to drony które mogą latać na takie odległości – no, powiedzmy gdzieś do 1200 kilometrów. Ale te 1500 kilometrów ogłoszono jeszcze prawie rok temu. Wtedy polecono rozpocząć produkcję seryjną, mają głowice bojowe około 20 kilogramów – wyjaśnia ukraiński ekspert wojskowy, były pilot Roman Switan.
„Te drony dalekiego zasięgu weszły już do produkcji, we współpracy z partnerami międzynarodowymi (najprawdopodobniej w Europie) i ukraińscy urzędnicy twierdzą, że do końca obecnego roku Ukraina wyprodukuje ich około 1000” – informował jeszcze 14 stycznia amerykański Institute for the Study of War.
Zmiana zasad gry
Nagłe (i dość widowiskowe) ich użycie wprawiło w pewne zakłopotanie nawet zachodnich ekspertów wojskowych. Tworząc liczne scenariusze na obecny rok zgadzali się, że zastygnięcie frontu i wojna pozycyjna nie musi być zła z punktu widzenia Kijowa, m.in. dlatego iż będzie on mógł atakować cele w samej Rosji. Tyle, że główny nacisk kładli przy tym na uderzenia brytyjskimi rakietami Storm Shadow, francuskimi Scalpe i rozlicznymi bombami kierowanymi, przekazanymi już ukraińskiej armii.
Ale nie na broń wymyśloną i wyprodukowaną przez samych Ukraińców.
- W ciągu ostatnich kilku miesięcy była cała fala prezentacji (ukraińskich) najnowszych dronów. Najpierw taki na 300 km, potem 700 km, potem – 1000 km. Był nawet zaprezentowany dron, który jakoby może latać na 3000 km. A jeśli chodzi o Petersburg, to jest informacja, że to chyba był taki eksperymentalny lot i test – mówił kolejny Ukrainiec, Ołeh Żdanow.