– Nie zachęcaliśmy i nie umożliwialiśmy Ukraińcom atakowania celów wewnątrz Rosji – przekonywał amerykański sekretarz stanu Antony Blinken.
Wcześniej rzecznik Departamentu Stanu zapewniał, że USA nie dostarczały Kijowowi żadnych rakiet, które mogłyby trafiać cele w samej Rosji. „Wall Street Journal” zaś twierdzi, że otrzymane przez Ukraińców wyrzutnie HIMARS zmodyfikowano tak, by nie można było z nich wystrzeliwać rakiet dalekiego zasięgu. Wszystko po to, by Kreml mógł spać spokojnie.
Terytorium Rosji jest ogromne i nie sposób obstawić je całe stacjami radarowymi
Ukraiński ekspert Mychajło Samuś
– Pytanie brzmi, czy USA dążą do przeciwdziałania Ukrainie w stworzeniu jej własnego potencjału do atakowania na duże odległości. I odpowiedź jest krótka – nie – powiedział jednak amerykański sekretarz obrony Lloyd Austin. Wszystko obecnie wskazuje na to, że Ukraińcy sami skonstruowali pociski (lub zmodyfikowali sowieckie), które spadły na lotniska w Riazaniu i Engelsie.
– Takie drony zawsze trudno zauważyć, w odróżnieniu od rakiet. (…) A terytorium Rosji jest ogromne i nie sposób obstawić je całe stacjami radarowymi – wyjaśnił ukraiński ekspert Mychajło Samuś, jaki problem pojawił się teraz przed rosyjską armią wraz z ukraińskim atakiem. Wcześniej już Rosjanie wycofali prawie całą broń przeciwlotniczą spod Petersburga i skierowali ją na front, nie zważając na to, że Finlandia wstępuje do NATO. Eksperci wojskowi sądzą, że obecnie po prostu nie mają czym przeciwstawić się kolejnym uderzeniom w głębi swego terytorium. Najważniejsze jednak, co zechcą zrobić ukraińscy dowódcy, mając w ręku taki atut.