Witalij Portnikow: Ten konflikt może potrwać długo

Warto, by przywódcy Francji, Niemiec i innych państw starej Europy również przyjechali do Kijowa – mówi Witalij Portnikow, znany ukraiński publicysta i politolog.

Publikacja: 15.03.2022 22:58

Witalij Portnikow, znany ukraiński publicysta i politolog

Witalij Portnikow, znany ukraiński publicysta i politolog

Foto: Youtube

Premier Polski Mateusz Morawiecki w towarzystwie wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego wraz z szefami czeskiego i słoweńskiego rządów Petrem Fialą i Janezem Janšą udali się we wtorek do Kijowa. Jakie to ma znaczenie dla Ukraińców?

Ta wizyta do obleganego Kijowa przypomina mi 2008 rok, gdy rosyjska armia stała u bram Tbilisi, a nasi prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko wraz z przywódcami państw bałtyckich byli w gruzińskiej stolicy. To pokazuje, że państwa europejskie, które z własnego doświadczenia wiedzą, czym jest autorytaryzm, są zdolne do jednoczenia się w obronie demokracji. To ma też znaczenie dla przyszłej europejskiej perspektywy Ukrainy. Nasi sąsiedzi z Europy Wschodniej i Środkowej doskonale rozumieją, że ich bezpieczeństwo i dobrobyt gospodarczy zależy od tego, na ile odpowiedzialnie Europa zachowa się wobec wojny na Ukrainie. Przywódcy Polski, Czech i Słowenii to rozumieją.

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Misja trzech odważnych państw

Bo pamiętają komunizm?

Polacy walczyli „za wolność naszą i waszą” przez stulecia z Imperium Rosyjskim, gdy wiele narodów tego imperium nie mogło jeszcze nawet zrozumieć sensu tej walki. Nie wspominam już o Solidarności, która dla takich ludzi jak ja była jednym z najbardziej motywującym przykładów w życiu. W dużej mierze to zadecydowało i o naszym wyborze, naszej drodze, którą teraz idziemy. Ogromne znaczenie, zarówno dla Ukrainy, jak i dla Polski, miała Praska Wiosna, a Słowenia była pierwszą republiką dawnej Jugosławii, która opowiedziała się za suwerennością. Dla mnie to też jest ważne, bo, prawdopodobnie, byłem wówczas pierwszym ukraińskim dziennikarzem, który relacjonował tamte wydarzenia z Lublany.

W 2008 roku Lech Kaczyński, przemawiając w Tbilisi, powiedział, że powinni tam stać przywódcy całej Europy. Do Kijowa nie wybrali się liderzy m.in. Francji czy Niemiec. Dlaczego?

Warto, by przywódcy Francji, Niemiec i innych państw starej Europy również przyjechali do Kijowa. Może przyjadą, niczego nie można wykluczać. Oczywiście chcielibyśmy, by przyjechali przed tym, jak wypędzimy Rosjan, którzy stoją pod Kijowem. Ale od 2008 roku sytuacja się zmieniła. Dzisiaj już cały cywilizowany świat doskonale zdaje sprawę z destrukcyjnej roli Rosji. W 2008 roku Rosja nie była traktowana jako zagrożenie dla świata, dzisiaj już tak. Myślę, że to już rozumieją i w Stanach Zjednoczonych, ale też w Niemczech i Francji. I tu nie chodzi o polityków, społeczeństwa tych krajów zmieniły nastawienie do Rosji.

Czy przyjazd premierów w jakiś sposób powstrzyma Putina, chociażby przed dalszą eskalacją wojny?

Powstrzymać działania Putina wobec Ukrainy może już tylko gospodarcza i socjalna destabilizacja Rosji oraz dekompozycja polityczna jego własnego państwa. Trudno prognozować działania Kremla. Bez wątpienia w Rosji nie brakuje ludzi, którzy już rozumieją, że wszystko idzie w kierunku katastrofy gospodarczej, ale są też tacy, którzy wierzą, że Rosja przetrwa, że w pewnym momencie zakończy wojnę i że uda się im doprowadzić do zniesienia zachodnich sankcji.

Podobno w rosyjskim kierownictwie za wojną opowiadają się jedynie Putin i minister obrony Siergiej Szojgu.

Nie mam wątpliwości co do tego, że ostateczne decyzje podejmuje osobiście Putin. Nie sądzę, by nawet Szojgu miał na to jakiś decydujący wpływ. I na razie nie wygląda na to, by Rosja szukała kompromisów. Wojna może być długa. Musimy nauczyć się żyć w stanie trwałego konfliktu.

Premier Polski Mateusz Morawiecki w towarzystwie wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego wraz z szefami czeskiego i słoweńskiego rządów Petrem Fialą i Janezem Janšą udali się we wtorek do Kijowa. Jakie to ma znaczenie dla Ukraińców?

Ta wizyta do obleganego Kijowa przypomina mi 2008 rok, gdy rosyjska armia stała u bram Tbilisi, a nasi prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko wraz z przywódcami państw bałtyckich byli w gruzińskiej stolicy. To pokazuje, że państwa europejskie, które z własnego doświadczenia wiedzą, czym jest autorytaryzm, są zdolne do jednoczenia się w obronie demokracji. To ma też znaczenie dla przyszłej europejskiej perspektywy Ukrainy. Nasi sąsiedzi z Europy Wschodniej i Środkowej doskonale rozumieją, że ich bezpieczeństwo i dobrobyt gospodarczy zależy od tego, na ile odpowiedzialnie Europa zachowa się wobec wojny na Ukrainie. Przywódcy Polski, Czech i Słowenii to rozumieją.

Konflikty zbrojne
Korea Płn. dostarczyła Rosji najpotężniejszy system artyleryjski ze swoich arsenałów
Konflikty zbrojne
Rosjanom brakuje sprzętu. Zabierają czołgi nawet z wytwórni filmowej
Konflikty zbrojne
Izrael zbombardował stolicę Syrii. Są ofiary
Konflikty zbrojne
Ukraińcy są gotowi do ustępstw. Ale stawiają warunek Zachodowi
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Konflikty zbrojne
Opcja atomowa Zełenskiego. Czy w ciągu kilku miesięcy Ukraina skonstruuje własną bombę?
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje