W kwestii zmiany sposoby prowadzenia obrad, sytuacja wydaje się zupełnie wyjątkowa. Z jednej strony Sejm musi jak najszybciej przegłosować pakiet antykryzysowy, bo czekają na niego tysiące przedsiębiorców oraz rozmaite pomysły dotyczące tego, jak posłowie mogą się spotkać. Z drugiej mamy przepisy prawa, a szczególnie regulamin Sejmu i Konstytucję.
Łacińskie przysłowie mówi „dura lex sed lex”. Twarde prawo, ale prawo. Po ludzku pomysł Marszałek Sejmu Elżbiety Witek, by posłowie głosowali zdalnie jest zrozumiały. Gdy rząd wprowadza zakaz zgromadzeń powyżej dwóch osób, spotkanie 460 posłów może się obywatelom wydać niezrozumiałe. Ale od strony proceduralnej to niebezpieczny proceder. Prezydium Sejmu przyjęło bowiem uchwałę, w myśl której piątkowe posiedzenie odbędzie się w trybie zdalnym. Na początku posłowie zdecydują o zmianie regulaminu Sejmu tak, by wprowadzić głosowanie w trybie zdalnym. Pozornie sprawa przypomina spór z Rejsu – jaką metodą wybierzemy metodę głosowania. Problem w tym, że dziś jest to wszystko jest szczegółowo opisane – właśnie w regulaminie Sejmu i Konstytucji. Konstytucja głosi, że tryb prac Sejmu określa regulamin uchwalany przez Sejm. To zaś oznacza, że jego zmiany może dokonać tylko Sejm. Cały, nie tylko Marszałek i jej zastępcy czyli tzw. prezydium Sejmu. Internetowe głosowanie nad wprowadzeniem internetowego głosowania może zostać uznane za nielegalne. W efekcie będzie można podważyć wszystkie decyzje tego zdalnego sejmu. Mieliśmy w historii Sejm Niemy, teraz będzie Sejm Zdalny.
Ale zmiany w Regulaminie Sejmu mogą mieć znacznie poważniejsze konsekwencje. Przeprowadzanie zdalnych obrad w sytuacjach stanu wyjątkowego, wojennego, klęski żywiołowej czy też w przypadku zagrożenia epidemicznego jest rozwiązaniem zrozumiałym w nadzwyczajnych warunkach, w których miedzy rządzącymi a opozycją istnieje elementarne zaufanie.
Ale jego dziś brak. W dodatku łatwo sobie wyobrazić nadużywanie opcji „Sejmy Zdalnego”. W przeciwieństwie do klęski żywiołowej, czy stanu wyjątkowego, które są opisane w konstytucji, wprowadzenie zagrożenia epidemicznego to jedynie rozporządzenie ministra zdrowia wydane na mocy ustawy o chorobach zakaźnych. To zaś oznacza, że zmiana trybu pracy Sejmu może być sankcjonowana decyzją ministra zdrowia, za którą ten nie ponosi właściwie żadnej odpowiedzialności. Nie trudno więc uznać za zrozumiałe argumenty opozycji, która ostrzega, że proponowane zmiany mogą prowadzić de facto do wyłączenia parlamentu. Dziś – czy tego chcą czy nie chcą – szef partii rządzącej muszą pojawić się w Sejmie na głosowaniach, czy by odpowiadać na pytania posłów opozycji. Opcja „Sejmu Zdalnego” oznacza, że prezes, premier czy ministrowie, nie muszą do Sejmu przyjeżdżać, a parlamentarne kworum oznaczać będzie – chyba – liczbę posłów zalogowanych do systemu.