Michał Szułdrzyński: Sejm Niemy, Sejm Zdalny

Zmiana przepisów funkcjonowania parlamentu może prowadzić – przy odrobinie złej woli – do zupełnego paraliżu tej instytucji w przyszłości.

Aktualizacja: 25.03.2020 05:55 Publikacja: 24.03.2020 22:15

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

W kwestii zmiany sposoby prowadzenia obrad, sytuacja wydaje się zupełnie wyjątkowa. Z jednej strony Sejm musi jak najszybciej przegłosować pakiet antykryzysowy, bo czekają na niego tysiące przedsiębiorców oraz rozmaite pomysły dotyczące tego, jak posłowie mogą się spotkać. Z drugiej mamy przepisy prawa, a szczególnie regulamin Sejmu i Konstytucję.

Łacińskie przysłowie mówi „dura lex sed lex”. Twarde prawo, ale prawo. Po ludzku pomysł Marszałek Sejmu Elżbiety Witek, by posłowie głosowali zdalnie jest zrozumiały. Gdy rząd wprowadza zakaz zgromadzeń powyżej dwóch osób, spotkanie 460 posłów może się obywatelom wydać niezrozumiałe. Ale od strony proceduralnej to niebezpieczny proceder. Prezydium Sejmu przyjęło bowiem uchwałę, w myśl której piątkowe posiedzenie odbędzie się w trybie zdalnym. Na początku posłowie zdecydują o zmianie regulaminu Sejmu tak, by wprowadzić głosowanie w trybie zdalnym. Pozornie sprawa przypomina spór z Rejsu – jaką metodą wybierzemy metodę głosowania. Problem w tym, że dziś jest to wszystko jest szczegółowo opisane – właśnie w regulaminie Sejmu i Konstytucji. Konstytucja głosi, że tryb prac Sejmu określa regulamin uchwalany przez Sejm. To zaś oznacza, że jego zmiany może dokonać tylko Sejm. Cały, nie tylko Marszałek i jej zastępcy czyli tzw. prezydium Sejmu. Internetowe głosowanie nad wprowadzeniem internetowego głosowania może zostać uznane za nielegalne. W efekcie będzie można podważyć wszystkie decyzje tego zdalnego sejmu. Mieliśmy w historii Sejm Niemy, teraz będzie Sejm Zdalny.

Ale zmiany w Regulaminie Sejmu mogą mieć znacznie poważniejsze konsekwencje. Przeprowadzanie zdalnych obrad w sytuacjach stanu wyjątkowego, wojennego, klęski żywiołowej czy też w przypadku zagrożenia epidemicznego jest rozwiązaniem zrozumiałym w nadzwyczajnych warunkach, w których miedzy rządzącymi a opozycją istnieje elementarne zaufanie.

Ale jego dziś brak. W dodatku łatwo sobie wyobrazić nadużywanie opcji „Sejmy Zdalnego”. W przeciwieństwie do klęski żywiołowej, czy stanu wyjątkowego, które są opisane w konstytucji, wprowadzenie zagrożenia epidemicznego to jedynie rozporządzenie ministra zdrowia wydane na mocy ustawy o chorobach zakaźnych. To zaś oznacza, że zmiana trybu pracy Sejmu może być sankcjonowana decyzją ministra zdrowia, za którą ten nie ponosi właściwie żadnej odpowiedzialności. Nie trudno więc uznać za zrozumiałe argumenty opozycji, która ostrzega, że proponowane zmiany mogą prowadzić de facto do wyłączenia parlamentu. Dziś – czy tego chcą czy nie chcą – szef partii rządzącej muszą pojawić się w Sejmie na głosowaniach, czy by odpowiadać na pytania posłów opozycji. Opcja „Sejmu Zdalnego” oznacza, że prezes, premier czy ministrowie, nie muszą do Sejmu przyjeżdżać, a parlamentarne kworum oznaczać będzie – chyba – liczbę posłów zalogowanych do systemu.

W skrajnej sytuacji może to prowadzić do zupełnej marginalizacji Sejmu, jako miejsca dla demokracji świętego, miejsca w którym uprawia się politykę, w którym – w myśl etymologii słowa parlament (od francuskiego parlere – mówić) – prowadzona jest publiczna i polityczna debata. Sejm zdalny, albo Sejm tabletowy, staną się wyłącznie maszynką w rękach partii rządzącej (ktokolwiek będzie rządził).

Opozycja znalazła się dziś w potrzasku. Z jednej strony jej opór przeciwko wprowadzaniu opcji Sejmu Zdalnego nie będzie przez obywateli zrozumiały. Z drugiej zaś – jeśli teraz odpuści sobie kwestię praworządności, podważy wiarygodność wszystkich dotychczasowych zarzutów, że PiS łamie konstytucję i lekceważy prawo.

Choć przyznać trzeba, że jesteśmy w sytuacji niezwykłej – dziś Koalicja Obywatelska i Konfederacja, czyli siły skrajnie odległe od siebie ideologicznie, oskarżają PiS o złamanie prawa przy okazji włączania trybu Sejmu Zdalnego. Być może to będzie dla obywateli sygnałem, że dzieje się coś poważnego.

W kwestii zmiany sposoby prowadzenia obrad, sytuacja wydaje się zupełnie wyjątkowa. Z jednej strony Sejm musi jak najszybciej przegłosować pakiet antykryzysowy, bo czekają na niego tysiące przedsiębiorców oraz rozmaite pomysły dotyczące tego, jak posłowie mogą się spotkać. Z drugiej mamy przepisy prawa, a szczególnie regulamin Sejmu i Konstytucję.

Łacińskie przysłowie mówi „dura lex sed lex”. Twarde prawo, ale prawo. Po ludzku pomysł Marszałek Sejmu Elżbiety Witek, by posłowie głosowali zdalnie jest zrozumiały. Gdy rząd wprowadza zakaz zgromadzeń powyżej dwóch osób, spotkanie 460 posłów może się obywatelom wydać niezrozumiałe. Ale od strony proceduralnej to niebezpieczny proceder. Prezydium Sejmu przyjęło bowiem uchwałę, w myśl której piątkowe posiedzenie odbędzie się w trybie zdalnym. Na początku posłowie zdecydują o zmianie regulaminu Sejmu tak, by wprowadzić głosowanie w trybie zdalnym. Pozornie sprawa przypomina spór z Rejsu – jaką metodą wybierzemy metodę głosowania. Problem w tym, że dziś jest to wszystko jest szczegółowo opisane – właśnie w regulaminie Sejmu i Konstytucji. Konstytucja głosi, że tryb prac Sejmu określa regulamin uchwalany przez Sejm. To zaś oznacza, że jego zmiany może dokonać tylko Sejm. Cały, nie tylko Marszałek i jej zastępcy czyli tzw. prezydium Sejmu. Internetowe głosowanie nad wprowadzeniem internetowego głosowania może zostać uznane za nielegalne. W efekcie będzie można podważyć wszystkie decyzje tego zdalnego sejmu. Mieliśmy w historii Sejm Niemy, teraz będzie Sejm Zdalny.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich