Nie mam pojęcia, jakim cudem adwokat Jolanta Turczynowicz-Kieryłło stanęła na czele kampanii prezydenta Andrzeja Dudy, ale musiał być to cud, bo zwykle w tak newralgicznym miejscu stawia się doświadczonego polityka. Doświadczonego, czyli takiego, który sumę osobistych doświadczeń łączy z wyjątkowym wyczuciem kwestii retorycznych; wszak kampania to głównie retoryka!
Życie uczy, że wiara w cuda nie zawsze się sprawdza i właśnie tak jest w wypadku pani mecenas Turczynowicz-Kieryłło. Pierwszy dzień misji i już wyjątkowa niedelikatność, jaką były słowa odnoszące się do najważniejszej – przynajmniej z perspektywy mediów - wolności obywatelskiej. „Dowolność korzystania z wolności słowa może prowadzić do zagrożeń, nawet do zagrożeń interesów, które są ważne z perspektywy państwa” – wyznała w szefowa kampanii Andrzeja Dudy w programie "Gość Wiadomości” TVP Info.
Cuda cudami, ale tych kilka słów, to kilka politycznych błędów. Po pierwsze, w domu powieszonego nie mówi się o sznurze. Tego typu wyznania na antenie tuby propagandowej PiS, jaką jest TVP, brzmią po prostu groźnie, jako – być może - zapowiedź brutalnej cenzury. Czy Andrzej Duda rzeczywiście pragnie, by tak wybrzmiewał początek jego kampanii?
Po drugie, prawniczy wywód pani mecenas to banał. Każdy wie, że odwrotną stroną wolności obywatelskich jest odpowiedzialność. To w demokracji norma, czyżby więc pani mecenas wątpiła w polską demokrację?
I na koniec - błąd nadgorliwości, całkiem podobny do tego, jaki popełnił niegdyś poseł Nowoczesnej, dziś wiceminister w rządzie PiS – Zbigniew Gryglas, sugerując, że ze środowiska dziennikarskiego wypadałoby usunąć rzekome „czarne owce”. Gryglas, jak wiadomo, przegrał po tej wypowiedzi wybory. Ostrzegam sztab i panią mecenas, że historia lubi się powtarzać.