Artur Bartkiewicz: Mariusz Błaszczak? Przecież wiadomo, kto będzie następcą Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński dyskretnie wskazał Mariusza Błaszczaka jako swojego potencjalnego następcę. Do sprawy należy jednak podchodzić spokojnie, bo potencjalnych delfinów w PiS było i jest już tak wielu, że bez problemu można byłoby w tej partii założyć polityczne delfinarium.

Publikacja: 24.08.2024 10:01

Jarosław Kaczyński

Jarosław Kaczyński

Foto: PAP, Radek Pietruszka

Jarosław Kaczyński w swoim instrumentarium sprawowania niepodzielnych rządów w Prawie i Sprawiedliwości ma m.in. wrzucanie w przestrzeń publiczną spekulacji na temat swojej politycznej emerytury. Przy tej czy innej okazji Kaczyński rzuca zdanie, z którego by wynikało, że to już jego ostatnie chwile w wielkiej polityce i czas rozejrzeć się za następcą. A potem zazwyczaj uważnie nasłuchuje, kto w partii podejdzie do takiej zapowiedzi zbyt entuzjastycznie, by dowiedzieć się, czyje ambicje należy powściągnąć.

Dlaczego następcą prezesa Jarosława Kaczyńskiego może zostać tylko Jarosław Kaczyński

Kandydatami na następców prezesa PiS byli już i Zbigniew Ziobro, i Joachim Brudziński, i Mateusz Morawiecki, i Przemysław Czarnek, prezes PiS miał też moment fascynacji Danielem Obajtkiem. Teraz delfinem ma być Mariusz Błaszczak, ale były szef MON nie powinien się chyba za bardzo przyzwyczajać do tej roli, bo za chwilę może się okazać, że Kaczyński włoży buławę do plecaka innego polityka.

Tak naprawdę jednak z sukcesją PiS jest jak z sukcesją w Waystar Royco, fikcyjnej firmie ze znakomitego serialu HBO. Tam też pretendentów do przejęcia władzy od seniora rodu Logana Roya było wielu, ale on sam w roli swojego następcy widział jedynie siebie. I to jest przypadek PiS – następcą Jarosława Kaczyńskiego może być tylko Jarosław Kaczyński.

Dzieje się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, sam prezes zdaje się być przekonany, że bez niego jego podopieczni okażą się bezradni jak dzieci we mgle. Posłuchajmy samego prezesa – chciał odejść w 2020, ale nastała pandemia, więc nie chciał, ale musiał pozostać przy władzy. Chciał odejść w 2025, ale władzę przejął Donald Tusk i teraz trzeba chronić  przed nim ojczyznę. Można już dziś stawiać dolary przeciwko orzechom, że po upływie kolejnej kadencji Kaczyńskiego na stanowisku prezesa znów zdarzy się coś, co sprawi, iż - rad nie rad – będzie musiał rządzić dalej.

Z sukcesją PiS jest jak z sukcesją w Waystar Royco, fikcyjnej firmie ze znakomitego serialu HBO

Ale oprócz przekonania samego Kaczyńskiego o własnej niezastępowalności jest jeszcze problem systemowy – w PiS, która przez lata stała się klasyczną formacją wodzowską, nie ma żadnego mechanizmu sukcesji. Żaden z polityków nie może wykazać się nadmierną ambicją czy choćby zdaniem odrębnym, bo to równa się wypadnięciu poza nawias ugrupowania. Tak stało się kiedyś ze Zbigniewem Ziobrą czy ś.p. Ludwikiem Dornem, tak dzieje się dziś z Janem Krzysztofem Ardanowskim. Żaden potencjalny następca Kaczyńskiego nie może w PiS urosnąć, bo prezes mu na to nie pozwoli. A proponowany przez Kaczyńskiego mechanizm sukcesji polegający na wskazywaniu przez niego palcem tego czy innego polityka ma tę słabość, że pozycja takiego delfina opiera się wyłącznie na autorytecie Kaczyńskiego. Bez Kaczyńskiego natychmiast rozszalałaby się w takim układzie walka o władzę, która zapewne rozsadziłaby PiS od środka. Kaczyński ma więc dużo racji, myśląc o sobie w kategoriach niezastępowalnego lidera, ale jednocześnie sam jest największym problemem PiS, bo partia na dziś wydaje się być niezdolna do istnienia w obecnej formule bez niego.

Prezes PiS może się zmienić tak, jak zmieniał się Józef Cyrankiewicz

Kiedy w czasach PRL premier Józef Cyrankiewicz, stojący na czele rządu 1947–1952 i 1954–1970 został zapytany przez dziennikarza, dlaczego w Polsce nie zmienia się premier, odparł: Jak to? Ja się nie zmieniam?. W kontekście zmiany lidera PiS stać obecnie tylko na takie zmiany.

Jarosław Kaczyński w swoim instrumentarium sprawowania niepodzielnych rządów w Prawie i Sprawiedliwości ma m.in. wrzucanie w przestrzeń publiczną spekulacji na temat swojej politycznej emerytury. Przy tej czy innej okazji Kaczyński rzuca zdanie, z którego by wynikało, że to już jego ostatnie chwile w wielkiej polityce i czas rozejrzeć się za następcą. A potem zazwyczaj uważnie nasłuchuje, kto w partii podejdzie do takiej zapowiedzi zbyt entuzjastycznie, by dowiedzieć się, czyje ambicje należy powściągnąć.

Pozostało 86% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich