Mój znakomity kolega Kamil Kołsut napisał kilka dni temu, opisując medale olimpijskie zdobyte przez Polaków podczas właśnie zakończonych igrzysk olimpijskich w Paryżu, że to i tak dobry wynik jak na kraj, w którym sportami narodowymi są „piwo i grill”. Ja do tej listy sportów narodowych dodałabym jeszcze przeganianie dzieci z boisk i karanie ich za aktywność fizyczną.
Boisko musi stać puste, bo trawa się gniecie?
Wyobraźmy sobie taką sytuację: jest duży samorządowy kompleks sportowy pod Warszawą, w powiecie garwolińskim. To kilka boisk do piłki nożnej, koszykówki czy piłki plażowej. Wszędzie tabliczki informujące o tym, że wybudowano je przy wsparciu środków unijnych. Czy dzieciaki mogą na nich grać w piłkę? A to już zależy od tego, czy je ktoś przepędzi, czy akurat mają szczęście. Bo regularnie są przepędzane i słyszą, że gniotą trawę, a w piłkę to w ogóle mogą grać na podwórku, chociaż prawie nikt nie ma na nich boiska do piłki nożnej.
Argument o gnieceniu trawy jest o tyle zdumiewający, że na tym samym kompleksie odbywały się również pikniki z udziałem byłego premiera Mateusza Morawieckiego i jakoś trawa na tym nie ucierpiała. Ale dzieci? Wiadomo, na pewno stratują.
Czytaj więcej
Tegoroczny urobek Polaków na igrzyskach nie jest zaskoczeniem. Dziesięć medali olimpijskich to wynik na miarę możliwości kraju, w którym sportami narodowymi są piwo i grill.
Oczywiście poza tymi wyjątkami, kiedy trenują piłkę nożną w prywatnym klubie, bo wtedy, gdy rodzice zapłacą za treningi, klub wynajmuje owo wypasione boisko, by odbywały się na nim zajęcia. Jeśli rodzice pieniędzy nie mają albo z innych powodów ich dzieci na treningi nie chodzą, prawa do gry na boisku nie ma.