Donald Tusk miał odrzucić propozycję 200 mln euro, jakie Niemcy były gotowe wyłożyć na zapowiadany podczas konsultacji międzyrządowych w Warszawie fundusz świadczeń dla żyjących wciąż ofiar II wojny światowej. Trudno tu mówić jednak o prawdziwym funduszu, bo wypłata miała być jednorazowa – w końcu 200 mln euro dla 40 tys. żyjących ofiar daje 5 tys. euro na głowę. Z dwojga złego, dobrze że nikt nie wpadł na szatański pomysł rozbijania tej kwoty na comiesięczne, groszowe zapomogi…
Dlaczego Donald Tusk odrzucił niemiecką propozycję wypłaty 200 mln euro dla ofiar II wojny światowej
I właśnie w tym rzecz: to kwota śmiesznie mała. Jak wynika z ustaleń Onetu, Donald Tusk miał ją odrzucić, argumentując, że jest ona nieproporcjonalnie niska w stosunku do świadczeń wypłacanych przez Niemcy żyjącym ofiarom II wojny światowej z Izraela.
Czytaj więcej
Niemcy były gotowe przeznaczyć 200 mln euro na wypłaty świadczeń dla żyjących ofiar II wojny światowej - pisze Onet. Ku zaskoczeniu Berlina Polska miała jednak odrzucić tę propozycję.
5 tys. euro może nie starczyć dziś nawet na termoizolację domu, a co dopiero na godne przeżycie ostatnich lat życia. Trudno tak niską kwotę uznać za dowód elementarnego szacunku, o jaki w „Rzeczpospolitej” do Olafa Scholza apelował Bogusława Chrabota.
Donald Tusk wie, że Polacy wyzbyli się już kompleksów wobec Niemców
Wszyscy wiemy, że kwota 6,2 bln zł, jakiej w ramach reparacji zażądał od Niemiec zespół posła PiS Arkadiusza Mularczyka jest całkowicie nierealna. Pewnie łącznie z samym Mularczykiem. I nowy rząd ma rację zakładając, że prawdziwych reparacji od Niemiec nie uzyskamy, ale możemy za to naciskać na zachodniego sąsiada, by sam wyszedł z jakąś inicjatywą. Jak mówił w Berlinie minister Radosław Sikorski: by „rząd niemiecki w kreatywny sposób pomyślał o tym, jak znaleźć formę rekompensaty tych strat wojennych czy zadośćuczynienia”. Tylko nie jestem przekonany, czy na pewno chodziło mu o taką kreatywność.