Gdy w kwietniu kanclerz Olaf Scholz poleciał z wielką grupą niemieckich przedsiębiorców do Chin, rządowy Ośrodek Studiów Wschodnich (OSW) pisał z ironią, że niemiecka strategia „ograniczenia ryzyka” może poczekać. Wizyta pokazała, że gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze, dla Niemiec fakt, że Chiny uratowały obłożoną zachodnimi sankcjami gospodarkę Rosji, schodzi nagle na drugi plan.
Po co Andrzej Duda poleciał do Chin?
Teraz jednak tym samym tropem poszła i Polska. W Pekinie prezydent Andrzej Duda chwalił się, że uzyskał lepszy dostęp do chińskiego rynku dla polskich producentów rolnych. Wskazywał na pewne ułatwienia wizowe. I mówił, że Xi Jinping ze zrozumieniem odniósł się do polskich próśb o przekonanie władz Białorusi do zaniechania prowokacji na granicy.
Czytaj więcej
Prawdziwe rezultaty wizyty prezydenta Andrzeja Duda w Chinach, od głośnego powrotu polskich kurczaków na chiński rynek począwszy, wydają się być raczej mierne – nie było żadnego przełomu, ogłoszenia nowych wielkich inwestycji czy wspólnych przedsięwzięć.
Doświadczenia z przeszłości każą jednak być bardzo ostrożnym odnośnie do tych „osiągnięć”. Przez osiem lat rządów PiS wielokrotnie zapowiadano, że gigantyczna przepaść między polskim importem z Chin a eksportem do Państwa Środkowa zostanie zasypana. Wskazywano na ogromne inwestycje związane z projektem Jednego Pasa i Jednej Drogi, które miały uczynić z Polski „bramę do Europy” dla Chińczyków. Nic z tego się nie ziściło.
Ameryka chce od Unii jasnego stanowiska: jest z USA czy Chinami?
Do tego doszedł jednak teraz kontekst geostrategiczny. Brutalna chińska dyktatura tworzy jeden blok z reżimem Putina. Chce zepchnąć do defensywy wolny świat, zaczynając od stworzenie dla Rosjan warunków do pokonania Ukrainy.