Potrzeba było zaledwie kilku dni i jednych wyborów do Parlamentu Europejskiego, by Władysław Kosiniak-Kamysz z polityka, który „ma krew na rękach” (co zarzucił mu europoseł PiS Dominik Tarczyński), który powinien wraz z całym rządem podać się do dymisji w związku z zakuciem w kajdanki na granicy trzech polskich żołnierzy (czego chciał Jarosław Kaczyński), albo po prostu podać się do dymisji (co postulował Sebastian Kaleta), zmienił się w męża opatrznościowego polskiej prawicy, którzy może stanąć na czele rządu ludowo-narodowego i poprowadzić kraj ku świetlanej przyszłości. W ciągu kilku dni tekę premiera Kosiniakowi-Kamyszowi zaoferowali bowiem wicepremier Jacek Sasin i były wiceminister rolnictwa Janusz Kowalski.
Zniszczyć PSL, by z nim współrządzić - czyli skomplikowany stosunek PiS do ludowców
Stosunek PiS do PSL można określić za pomocą jednego ze statusów związku dostępnych na Facebooku, który brzmi: „to skomplikowane”. Z jednej bowiem strony Beata Mazurek apelowała kilka lat temu, jeszcze jako rzecznik PiS, by partię ludowców wyeliminować z życia publicznego i wtedy nie było słychać protestów Kowalskiego, Sasina, ani w ogóle nikogo z PiS.
Ba, nie sięgajmy do tak zamierzchłej przeszłości — w 2023 roku, tuż przed wyborami do parlamentu, Jarosław Kaczyński mówił, że „Kosiniak-Kamysz klaskał (Leszkowi) Jażdżewskiemu”, gdy ten krytykował Kościół, co dowodzi, że PSL to „formacja w gruncie skrajnie antyklerykalna”.
– Nie wierzcie PSL-owi. To są ludzie, którzy wykonają w ostatecznym rachunku każde polecenie – mówił też, choć biorąc pod uwagę przywiązanie Kaczyńskiego do podmiotowości koalicjantów, być może była to jednak pochwała ludowców jako ewentualnego partnera PiS.