Jerzy Haszczyński: Prezydent, dyktator, zbrodniarz? Kim jest dla nas Putin

Nikt na Zachodzie nie ma wątpliwości, że w Rosji nie było wolnych i demokratycznych wyborów. Pozostaje jednak dylemat, jak nazywać tego, kogo ogłoszono ich zwycięzcą – Władimira Putina.

Publikacja: 18.03.2024 16:11

Władimir Putin

Władimir Putin

Foto: PAP/EPA

To były „wybory”, tak zwane wybory lub pseudowybory. Głosowanie w Rosji nie było wolne i demokratyczne oraz odbywało się w warunkach wyjątkowych represji. Takie jest z grubsza stanowisko dyplomacji Polski i wielu innych krajów Zachodu.

Jednocześnie w czołowych mediach zachodnich o Władimirze Putinie wciąż pisze się i mówi „prezydent”. Czy długo jeszcze?

Dlaczego Putina nazywano prezydentem nawet po rozpoczęciu wielkiej wojny z Ukrainą?

Do uznania, że Putin nie jest prawowitym prezydentem, wezwał społeczność międzynarodową szef Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Teodoros Rusopulos. Ale czy Putin przestanie być, przynajmniej w szeroko pojętym Zachodzie, nazywany prezydentem? Jeżeli tak, to kto tak miałby być określany, żaden z dopuszczonych do kandydowania polityków przecież go nie pokonał. Nie było w nich rosyjskiej Swiatłany Cichanouskiej.

Zresztą poprzednie wybory w Rosji też nie były wolne ani demokratyczne i też przeprowadzano je na terytoriach okupowanych. A Putin był uważany za prezydenta także po rozpoczęciu wielkiej wojny przeciw Ukrainie.

Czytaj więcej

Borys Akunin: Tak, jesteśmy winni, że Rosja stała się potworem

W czasie tej wojny zaczął być coraz bardziej izolowany przez Zachód. Doczekał się też nakazu aresztowania ze strony Trybunału w Hadze. Czyli możemy go nazywać zbrodniarzem wojennym. Możemy też dyktatorem, bo Rosja jest dyktaturą, władza nie podlega tam kontroli społeczeństwa, łamie prawa człowieka i posługuje się bezprawiem.

Jeżeli politycy Zachodu teraz uznają, że Władimir Putin to nie prezydent, to muszą trwać w tym przekonaniu ze wszystkimi konsekwencjami

Oficjalne uznanie, że po tych kolejnych pseudowyborach Putin nie jest już prezydentem, wymagałoby jednak żelaznej konsekwencji i to na zawsze. Czy to jest jednak możliwe? Prezydent Francji, ostatnio bardzo ostry wobec Kremla, powiedział kilka dni temu w wywiadzie dla ukraińskich mediów, że odebrałby telefon od Putina. Bo ważne jest promowanie deeskalacji. Z kim o deeskalacji i pokoju rozmawiałby Emmanuel Macron, który nie może nie odebrać takiego telefonu? Z obywatelem Putinem? Nie, z de facto przywódcą, choć nie wiadomo, jak by się do niego zwracał.

Donald Trump zapowiadał, jeżeli wygra wybory prezydenckie – co realne – od razu zamierza negocjować z Putinem. Ile w takim wypadku trwałoby ewentualne wstrzymywanie się USA, najważniejszego państwa Zachodu, od nazywania Putina prezydentem?

Czytaj więcej

Rosja według Putina. Skazana na wieczną wojnę

Publicyści mają łatwiej, mogą konsekwentnie unikać tego terminu, pisać o „rosyjskim dyktatorze”, „zbrodniarzu” czy łagodnie – „przywódcy”. Jeżeli politycy Zachodu teraz uznają, że Putin to nie prezydent, muszą trwać w tym przekonaniu ze wszystkimi konsekwencjami – dotyczącymi wojny w Ukrainie i stosunków z resztą świata, której Putin się podoba.

To były „wybory”, tak zwane wybory lub pseudowybory. Głosowanie w Rosji nie było wolne i demokratyczne oraz odbywało się w warunkach wyjątkowych represji. Takie jest z grubsza stanowisko dyplomacji Polski i wielu innych krajów Zachodu.

Jednocześnie w czołowych mediach zachodnich o Władimirze Putinie wciąż pisze się i mówi „prezydent”. Czy długo jeszcze?

Pozostało 88% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska