Sobotnia konwencja samorządowa Prawa i Sprawiedliwości wyglądała, jakby była konsekwencją jakiegoś trzęsienia ziemi w partii Jarosława Kaczyńskiego. Jakby przyszli do niego piarowcy i powiedzieli: jeśli wszystkiego nie zmienimy, to już będzie po nas. Za dużo, za dużo jest negatywnych emocji, złości, tupania nogą, straszenia – szczególnie w wydaniu samego prezesa Kaczyńskiego.
Co powiedział na sobotniej konwencji samorządowej Jarosław Kaczyński?
Doradcy zapewne powiedzieli Kaczyńskiemu, że Polacy chcą nadziei, radości, przekazu pozytywnego. A więc on teraz powinien z takim przekazem wyjść do wyborców. Dlatego najważniejsza część wystąpienia szefa PiS brzmiała w ten sposób: – Jesteśmy na TAK! I Polska powinna być na TAK! Jesteśmy na TAK dla rozwoju, jesteśmy na TAK dla budowania, jesteśmy na TAK dla wszystkiego, co tworzy naszą dobrą przyszłość, ale przede wszystkim dla inwestycji, dla tych małych, lokalnych, ale także dla tych wielkich. TAK dla CPK, dla atomu, dla regulacji Odry, dla portów – mówił Kaczyński. I by uczestnicy partyjnego zjazdu sobie przyswoili, co im chciał powiedzieć, przypomniał: - To jest dzisiaj najważniejsze hasło, przekaz tej Konwencji. Jesteśmy na TAK i wzywamy wszystkich, by byli na TAK.
A gdyby ktoś jeszcze po tym nie rozumiał, powtórzył raz jeszcze: – Nasze TAK musi być mocne, zawsze, w każdej chwili, w każdych okolicznościach.
Dlaczego Prawo i Sprawiedliwość zmienia przekaz o 180 stopni i chce zostać partią uśmiechów?
Sympatycy i politycy Prawa i Sprawiedliwości często nazywali przeciwników z Platformy Obywatelskiej, „uśmiechniętą Polską”, „Polską miłości” albo „fajnoPolakami”. W założeniu miało to być szyderstwo, że tu gdzieś jakiś polityk PO komuś pogroził, tu podjął radykalną decyzję, albo zrobił coś, co miało rzekomo nie pasować do wizji „uśmiechniętej Polski”.