Michał Szułdrzyński: Czym PiS tak mocno wkurzył Polaków?

Partia Jarosława Kaczyńskiego nie zauważyła momentu, w którym straciła słuch społeczny i zamknęła się we własnej bańce. Uważała, że można ignorować głos wielkomiejskiego elektoratu. Ale to on się zmobilizował i odebrał PiS-owi władzę.

Aktualizacja: 17.10.2023 15:36 Publikacja: 17.10.2023 12:12

Premier Mateusz Morawiecki

Premier Mateusz Morawiecki

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

Po podaniu ostatecznego wyniku wyborów przez PKW pewne jest, że to opozycja wygrała wybory parlamentarne w Polsce. Na trzy partie, które zapowiedziały stworzenie koalicyjnego rządu, głos oddało w sumie 11,6 mln głosów.

Choć na PiS zagłosowało 7,6 mln, ostateczny wynik 35 proc nie daje partii Jarosława Kaczyńskiego szans na rządzenie ani samodzielnie, ani w koalicji z Konfederacją, która w cztery miesiące swej kampanii straciła połowę poparcia.

Dlaczego PiS pomylił się w ocenie celów stawianych sobie w kampanii

Dlaczego PiS musi oddać władzę? Warto tu posłuchać samych polityków PiS, którzy już w mediach społecznościowych zaczęli publicznie prać brudy. Odpowiedzialny w rządzie Beaty Szydło za komunikację Paweł Rybicki zaatakował na platformie X szefa Rządowego Centrum Studiów Strategicznych Norberta Maliszewskiego (a więc człowieka premiera Mateusza Morawieckiego) o to, że jego założenia przyjęte w kampanii wzięły w łeb.

Według relacji Rybickiego Maliszewski miał przekonywać, że PiS wygra, jeśli dostanie 8 mln głosów, i że poparcie dla PiS jest niedoszacowane.

Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że PiS liczył, że przy frekwencji około 60 proc. dostałby nawet 40 proc. głosów i miałby spore szanse na samodzielną większość. Mimo znacznie wyższej niż zakładano frekwencji, PiS dostał pół miliona głosów mniej niż zakładał Maliszewski, wynik spadł do 35 proc., natomiast zmobilizowani pod koniec kampanii wyborcy poszli gremialnie głosować przeciwko PiS. W kolejkach do trzeciej nad ranem w wielu miastach Polski stali ludzie tak zdeterminowani, by odsunąć partię Jarosława Kaczyńskiego od władzy, że nie straszny był im chłód i głód.

Dlaczego tyle milionów Polaków poszło zagłosować przeciw PiS?

Jeśli więc szukamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego PiS musi dziś oddać władzę, to powinno się przede wszystkim znaleźć wyjaśnienie tej nadzwyczajnej mobilizacji części wyborców, którzy poszli zagłosować przeciwko obecnej władzy.

I chodzi tu głównie o tych, którzy oddali głos na Trzecią Drogę (w sondażach przed wyborami miała ok. 10-11 proc., a dostała ostatecznie 14,5) oraz na Koalicję Obywatelską (dostała niemal 31 proc., a większość sondaży pokazywała wynik lekko słabszy). Bo wynik Lewicy okazał się nieco gorszy od tego, co wskazywały sondaże.

Można założyć, że swoje zrobiła debata telewizyjna przed wyborami, której niekwestionowanym zwycięzcą okazał się reprezentujący Trzecią Drogę Szymon Hołownia. Ale swoje zrobił też sam PiS, by zmobilizować w ostatnich dniach swoich przeciwników. Z sygnałów, które docierają do „Rzeczpospolitej” z obozu władzy wynika, że jego politycy uważają, że kampania była niezła, a to, co zaszkodziło, to afera wizowa i generalne wrażenie społeczeństwa o arogancji tej władzy.

Czy kampania była dobra czy zła, to można rozmaicie oceniać. Jeśli jednak nie spełniła swoich celów, czyli nie dała przedłużenia rządów, to chyba jednak dobra nie była. Albo może spełniła swoje cele, ale te cele były oparte na fałszywych założeniach? Ale wypada się zgodzić, że to arogancja władzy doprowadziła do tego, że tak wielu Polaków postanowiło odesłać PiS z ław rządowych do opozycji.

Dlaczego PiS stracił społeczny słuch?

Bo ta arogancja aż kipiała. Symbolicznym jej przekazem była wściekłość Jarosława Kaczyńskiego przed pomnikiem smoleńskim i żądanie od służb, by zajęły się osobą, która złożyła tam wieniec z kartką atakującą Lecha Kaczyńskiego. Każdą krytykę PiS uważał albo za efekt służenia obcym interesom, albo przejaw nienawiści wobec patriotycznych wartości. W efekcie stracił zdolność oceny rzeczywistości, stracił słuch społeczny.

Stało się to, co opisywałem dwa tygodnie temu po marszu w Warszawie. Doszło do odwrócenia sytuacji z 2015 roku. PiS pogrążył się w samochwalstwie i straszeniu powrotem do władzy Donalda Tuska. A to opozycja szła z pozytywnym przekazem, jak chce zmieniać Polskę.

I jak widać, wielu wyborców tych negatywnych emocji ze strony PiS miało dość. Miało dość tego hejtu, którego najlepszym przykładem była bezprecedensowa nagonka na Agnieszkę Holland i jej film „Zielona granica”. Do tego doszło coraz silniejsze przekonanie o tysiącach tłustych kotów usadowionych w państwowych agencjach i spółkach skarbu państwa. A także brutalna i tępa propaganda w TVP, którą każdy mógł zobaczyć przy okazji debaty wyborczej – szczególnie w arogancji prowadzącego to żałosne show Michała Rachonia klepiącego frazy propisowskiej narracji.

Wielu Polaków miało też dość monopolizowania przez PiS patriotyzmu i odmawiania wszystkim, którzy nie popierali tej władzy, prawa do posługiwania się narodowymi symbolami i manifestowania miłości do Ojczyzny.

PiS nie zauważył, że zamknęło się we własnej bańce

PiS zgubiło też jedno. Przekonanie, że naród kocha władzę, która rozdaje socjalne bonusy, a wszelka krytyka toczy się tylko w wielkomiejskiej, liberalnej bańce. Dobrym przykładem był przypadek Roberta Bąkiewicza. Biorąc go na listy, PiS chciał pokazać wyborcom prawicy, że jest bardziej jednoznaczny niż Konfederacja. Uważał też, że krytyka ze strony liberalnych mediów tylko zaprocentuje u twardego elektoratu. Ostatecznie Bąkiewicz do Sejmu nawet się nie dostał, PiS-owi więc nie pomógł, a wielkomiejska liberalna publika stanęła w wielogodzinnych kolejkach, by odsunąć Kaczyńskiego od władzy.

Po podaniu ostatecznego wyniku wyborów przez PKW pewne jest, że to opozycja wygrała wybory parlamentarne w Polsce. Na trzy partie, które zapowiedziały stworzenie koalicyjnego rządu, głos oddało w sumie 11,6 mln głosów.

Choć na PiS zagłosowało 7,6 mln, ostateczny wynik 35 proc nie daje partii Jarosława Kaczyńskiego szans na rządzenie ani samodzielnie, ani w koalicji z Konfederacją, która w cztery miesiące swej kampanii straciła połowę poparcia.

Pozostało 92% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich