Z informacji „Rzeczpospolitej” wynika, że PiS liczył, że przy frekwencji około 60 proc. dostałby nawet 40 proc. głosów i miałby spore szanse na samodzielną większość. Mimo znacznie wyższej niż zakładano frekwencji, PiS dostał pół miliona głosów mniej niż zakładał Maliszewski, wynik spadł do 35 proc., natomiast zmobilizowani pod koniec kampanii wyborcy poszli gremialnie głosować przeciwko PiS. W kolejkach do trzeciej nad ranem w wielu miastach Polski stali ludzie tak zdeterminowani, by odsunąć partię Jarosława Kaczyńskiego od władzy, że nie straszny był im chłód i głód.
Dlaczego tyle milionów Polaków poszło zagłosować przeciw PiS?
Jeśli więc szukamy odpowiedzi na pytanie, dlaczego PiS musi dziś oddać władzę, to powinno się przede wszystkim znaleźć wyjaśnienie tej nadzwyczajnej mobilizacji części wyborców, którzy poszli zagłosować przeciwko obecnej władzy.
I chodzi tu głównie o tych, którzy oddali głos na Trzecią Drogę (w sondażach przed wyborami miała ok. 10-11 proc., a dostała ostatecznie 14,5) oraz na Koalicję Obywatelską (dostała niemal 31 proc., a większość sondaży pokazywała wynik lekko słabszy). Bo wynik Lewicy okazał się nieco gorszy od tego, co wskazywały sondaże.
Można założyć, że swoje zrobiła debata telewizyjna przed wyborami, której niekwestionowanym zwycięzcą okazał się reprezentujący Trzecią Drogę Szymon Hołownia. Ale swoje zrobił też sam PiS, by zmobilizować w ostatnich dniach swoich przeciwników. Z sygnałów, które docierają do „Rzeczpospolitej” z obozu władzy wynika, że jego politycy uważają, że kampania była niezła, a to, co zaszkodziło, to afera wizowa i generalne wrażenie społeczeństwa o arogancji tej władzy.
Czy kampania była dobra czy zła, to można rozmaicie oceniać. Jeśli jednak nie spełniła swoich celów, czyli nie dała przedłużenia rządów, to chyba jednak dobra nie była. Albo może spełniła swoje cele, ale te cele były oparte na fałszywych założeniach? Ale wypada się zgodzić, że to arogancja władzy doprowadziła do tego, że tak wielu Polaków postanowiło odesłać PiS z ław rządowych do opozycji.
Dlaczego PiS stracił społeczny słuch?
Bo ta arogancja aż kipiała. Symbolicznym jej przekazem była wściekłość Jarosława Kaczyńskiego przed pomnikiem smoleńskim i żądanie od służb, by zajęły się osobą, która złożyła tam wieniec z kartką atakującą Lecha Kaczyńskiego. Każdą krytykę PiS uważał albo za efekt służenia obcym interesom, albo przejaw nienawiści wobec patriotycznych wartości. W efekcie stracił zdolność oceny rzeczywistości, stracił słuch społeczny.