Mirosław Żukowski: Cracovia chamy

Właściciel Cracovii dwusetne derby Krakowa, czyli „Świętą Wojnę", zamienił w chamską wojnę i nie potrzebował do tego pomocy kibiców, bo ich na stadionie nie było.

Aktualizacja: 07.12.2020 08:55 Publikacja: 06.12.2020 18:59

Janusz Filipiak

Janusz Filipiak

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Pan Janusz Filipiak (profesorem w tych okolicznościach nazwać go jeszcze trudniej niż Krystynę Pawłowicz) niezadowolony z decyzji sędziego w trakcie meczu z Wisłą, którego był gospodarzem, kilkakrotnie krzyczał pod adresem arbitra Daniela Stefańskiego, „Ty chu...u", co błyskawicznie podchwycili jego klubowi giermkowie.

Tu wyjaśnienie dla futbolowo niepodnieconych: sędzia nie popełnił karygodnych błędów, jak pokazały analizy wideo, podejmował decyzje w sytuacjach bardzo trudnych do oceny.

Kilka lat temu Stefan Szczepłek po powrocie z meczu w Krakowie, podczas którego doszło do burd, opowiadał mi, że Janusz Filipiak, żegnając go i patrząc na trybuny, powiedział: „Panie redaktorze, pan to ma szczęście, wraca do Warszawy, a ja tu z nimi zostanę".

W sobotę pokazał, że gdy kibiców nie ma, sytuacja wcale nie jest lepsza, bo zostajemy z nim. Oglądając mecz w telewizji, widząc faul za faulem, kartkę za kartką, myślałem tylko o jednym: jak to dobrze, że nie ma widzów, bo gdyby byli, to mogliby odkopać maczety, a to ulubiona zabawka fanów futbolu w Krakowie. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że pan Filipiak dorzuci własnego pomysłu pretekst do awantury.

Szef Comarchu, jeden z najbogatszych Polaków, nie jest pierwszym z pozoru czcigodnym mężem, któremu futbolówka urwała głowę. Historia zna wiele takich przykładów. We Włoszech Lazio Rzym zdobyło mistrzostwo w roku 2000, a Sergio Cragnotti (koncern Cirio), by to osiągnąć, doprowadził się do bankructwa. Tak bardzo chciał być równy Berlusconiemu (Milan), rodzinie Agnellich (Juventus) czy Morattich (Inter).

Janusz Filipiak w klub też inwestuje od lat, a oceniając ego właściciela Cracovii na podstawie jego ostatnich wypowiedzi, trudno zgadnąć, komu chce dorównać, przecież Kazimierz Wielki od dawna nie żyje. Jedno jest pewne: sukces w biznesie również mu nie wystarcza, chce go podeprzeć w futbolu.

Jego klub nie gardził nawet drogą na skróty i trudno nie zgodzić się z tymi, którzy twierdzą, że w tym roku w Ekstraklasie powinno go w ogóle nie być. Jest, bo kara wymierzona przez PZPN za dawne grzechy, seryjne kupowanie meczów, była zbyt łagodna (minus 5 pkt na starcie rozgrywek).

Właściciel Cracovii, lżąc Daniela Stefańskiego, działał więc w warunkach moralnej recydywy. Gdyby miał więcej klasy, skrytykowałby po prostu sędziego lub milczał, tak jak trener jego zespołu Michał Probierz – znany przecież z porywczości – przed kamerami Canal+.

Teraz piłka znów jest po stronie futbolowych władz, przede wszystkim Ekstraklasy SA. Proste przepraszam nie wystarczy, zresztą, jak wynika z reakcji pana Filipiaka, on wcale nie ma na to ochoty.

Jeśli ta sprawa rozejdzie się po kościach, każdy nienawistny i bluzgający kibol będzie mógł się uważać za przyzwoitego człowieka z profesorskim przyzwoleniem.

Pan Janusz Filipiak (profesorem w tych okolicznościach nazwać go jeszcze trudniej niż Krystynę Pawłowicz) niezadowolony z decyzji sędziego w trakcie meczu z Wisłą, którego był gospodarzem, kilkakrotnie krzyczał pod adresem arbitra Daniela Stefańskiego, „Ty chu...u", co błyskawicznie podchwycili jego klubowi giermkowie.

Tu wyjaśnienie dla futbolowo niepodnieconych: sędzia nie popełnił karygodnych błędów, jak pokazały analizy wideo, podejmował decyzje w sytuacjach bardzo trudnych do oceny.

Pozostało 84% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich