Na pierwszy rzut oka zwolnienie kierowców z opłat za korzystanie z najszybszych dróg wydaje się dziwne. Bo dlaczego znieść akurat te opłaty a nie inne? PiS wybrało autostrady, ponieważ tak wyszło mu w badaniach. Od lat Prawo i Sprawiedliwość bada niemal wszystko i zbudowało dość precyzyjny aparat sondażowy. Poszukując swoich deficytów, zdefiniowało grupę nieźle zarabiających osób w wieku średnim, które nie korzystają z żadnego programu społecznego. Mają dzieci, które skończyły 18 lat, więc nie mogą liczyć na 500+, ale nie są jeszcze na emeryturze, więc nie dostają osławionych 13. oraz 14. świadczeń. Równocześnie zarabiają wystarczająco dużo, by obniżka podatków nie była dla nich wystarczającym bonusem. W zamyśle strategów partyjnych zniesienie opłat na bramkach ma stać się polityczną autostradą do klasy średniej.
W dodatku PiS jest w stanie rozwiązać kilka innych problemów. Np. rozbroić zarzuty Solidarnej Polski i Konfederacji, że rząd zgodził się na politykę klimatyczną, która ma uderzyć m.in. w kierowców samochodów spalinowych. PiS puszcza oko do kierowców, wycofuje się z zaostrzenia przepisów na wniosek firm transportowych, a równocześnie, wymieniając bezpłatne autostrady obok 800+ oraz darmowych leków, nagle dowartościowuje właśnie kierowców. I wysyła sygnał, że na wakacje nad morzem można jechać własnym samochodem a nie pociągiem, bo nie będzie trzeba płacić za przejazd autostradą, co rozzłości lewicowych aktywistów. Ale ta złość będzie dla PiS bardzo korzystna.
Czytaj więcej
O ile rząd mógłby jeszcze przeforsować zniesienie opłat na odcinkach państwowych autostrad, to na prywatnych jest to nierealne.
Sprawa ma też aspekt godnościowy, bo wszak darmowe autostrady są w Niemczech i PiS, które bardzo starannie wykorzystuje takie kwestie, chce przekonać wyborców, że na wielu polach dościgamy w zamożności zachodniego sąsiada, teraz również znosząc opłaty autostradowe. A więc tyle pieczeni na jednym ogniu...
Co ciekawe, PiS przestało się też obawiać zarzutu rozdawnictwa. Dzięki badaniom, o których pisałem wyżej. Z sondaży wyszło, że tę narrację osłabił lider Platformy Obywatelskiej, zgłaszając dwie kosztowne propozycje babciowego w wysokości 1500 zł i kredytów na 0 proc. Wchodząc w pojedynek z PiS na propozycje socjalne, Donald Tusk rozbroił zarzut rozdawnictwa, bo krytykując za to PiS, wyborca opozycji musiałby krytykować również lidera Platformy.