Zacznijmy od podstaw – seksualizacja, z którą chcą walczyć autorzy obywatelskiego projektu ustawy popartego autorytetem prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego i marszałek Sejmu Elżbiety Witek to, zgodnie z definicją tego słowa, proces, w wyniku którego wartościowanie drugiej osoby oraz siebie samego dokonywane jest przez pryzmat atrakcyjności seksualnej. I muszę zmartwić autorów inicjatywy ustawodawczej „Chrońmy dzieci, wspierajmy rodziców”: to nie organizacje pozarządowe czy edukatorzy seksualni zbudowali świat, w którym seksualność odgrywa niepoślednią rolę. Wystarczy włączyć telewizor, niekoniecznie po 22, by zobaczyć, że współczesna kultura popularna – filmy, seriale, ba, nawet teledyski czy reklamy – seksapilem i kultem atrakcyjności fizycznej wręcz emanują. Sorry, taki mamy klimat.
Czytaj więcej
Prezes PiS poparł społeczną inicjatywę, która ma na celu przygotowanie ustawy zakazującej "seksualizacji" dzieci. - Chodzi o to, by dzieci nie były poddawane praktykom, które są dla nich z pewnością szkodliwe - wyjasnia Jarosław Kaczyński.
Jest nawet jeszcze gorzej – odkąd pod dachy i strzechy wartkim strumieniem zaczął płynąć szerokopasmowy internet, seksualność rozpanoszyła się w naszym świecie jeszcze bardziej, bo dostęp do wszelkiego rodzaju nieprzyzwoitych, a nawet przestępczych treści związanych z seksem stał się w zasadzie nieograniczony. I dziś czego Jaś się nie dowie od edukatora seksualnego w szkole, to zobaczy w szatni na ekranie smartfona. Plus dużo więcej. Za pośrednictwem tego smartfona nie tylko może przejść przyśpieszony kurs wszelkich możliwych zboczeń erotycznych, ale też stać się ofiarą przemocy seksualnej, a nawet zostać wirtualnie zwabiony przez całkowicie realnego pedofila. I dobrze by było, aby wszyscy – od Jarosława Kaczyńskiego, przez Elżbietę Witek, po ministra Przemysława Czarnka – zajęli się w pierwszej kolejności tym problemem, zamiast swoimi obsesjami na temat ideologii gender czy społeczności LGBT.
Dobrze jest wiedzieć, gdzie w Polsce wydobywa się węgiel brunatny, ale nieco praktyczniejsza jest wiedza co grozi temu, kto klika w każdy kawałek gołego ciała w internecie
Polska szkoła uczy bowiem skutecznie o męczeńskiej śmierci św. Wojciecha sprzed tysiąca lat i o tym, kto i kiedy śpiewał Bogurodzicę, w żaden sposób jednak nie odnosi się do nieco bliższej uczniom rzeczywistości. Ze współczesnością, która w dużej mierze rozgrywa się w wirtualnej rzeczywistości, uczeń musi poradzić sobie sam. Jeśli ma szczęście – i rodziców, którzy jakoś tę współczesność okiełznali – może w tym strumieniu danych się nie zatraci. Ale jeśli takiego szczęścia nie ma – szkoła mu nie pomoże, bo program przewiduje wyjaśnienie, dlaczego Juliusz Słowacki wielkim poetą był, ale nie przewiduje nauki korzystania z nowych mediów w sposób odpowiedzialny i bezpieczny. Dobrze jest wiedzieć, gdzie w Polsce wydobywa się węgiel brunatny, ale nieco praktyczniejsza jest wiedza o tym, co grozi temu, kto klika w każdy kawałek gołego ciała w internecie.