„Marszami wyborów się nie wygrywa” – mówi Szymon Hołownia w odpowiedzi Donaldowi Tuskowi, który apeluje, by wszyscy politycy opozycji wzięli udział w marszu 4 czerwca. Nie ma racji i ma ją zarazem, choć wygląda to na paradoks.
Nie ma, bo właśnie marszami wygrywano wolność wiele razy i wielu krajach. Marsz z okazji 4 czerwca w Warszawie może w tym sensie być manifestacją siły i jedności opozycji. Szansą na „policzenie się”, jak to bywało podczas mszy papieskich w latach 70. i stanie wojennym. Donald Tusk w oczywisty sposób chce do tej tradycji nawiązać i przemówić do elektoratu językiem jedności. Dać komunikat, że przeciwnikom PiS chodzi o tę samą sprawę. Tą sprawą jest wygrana w wyborach i odsunięcie prawicy od władzy.
Czytaj więcej
Niby wszyscy wiedzą, że nie należy się kłócić w kampanii wyborczej z kolegami i koleżankami z opozycji, ale gen awanturnictwa polskiej klasy politycznej jest wyraźnie silniejszy.
Partnerzy z opozycji nie powinni tego lekceważyć. Intuicja winna im podpowiedzieć, że właśnie takich gestów oczekują dziś Polacy, zwłaszcza że dla pomysłu „jednej listy” nie ma już raczej alternatywy. Można było o niej mówić, gdy opozycja planowała start w ramach dwóch równie mocnych bloków. Dziś sytuacja wygląda inaczej. Poparcie dla Polski 2050 topnieje. Razem z PSL, o ile taki układ jest wciąż możliwy, mogą na D'Honcie więcej stracić, niż zyskać. Tym bardziej opozycja winna wrócić, niczego dziś jeszcze nie przesądzając, do rozmów o wspólnej liście. Demonstracja jedności jej liderów 4 czerwca byłaby najlepszym testem dla takiego projektu. Co więcej, byłaby również znakiem dla całego opozycyjnego elektoratu, że współdziałanie w wyborach wciąż jest możliwe.
Napisałem na wstępie, że w pewnej sprawie Hołownia ma rację. Owszem, powiedział również: „Musimy być wszędzie, nie tylko w Warszawie, jeżeli chcemy na jesieni te wybory wygrać”. Tu pełna zgoda. Jeśli opozycja chce wywołać efekt masy krytycznej, marsze na 4 czerwca powinny być organizowane w całym kraju. Na czele wszystkich powinni pokazać się lokalni liderzy. Szefowie ugrupowań kontestujących aktualną władzę w stolicy. To jedyna droga do jedności.